wtorek, 5 maja 2015

Grażyna Jagielska „Anioły jedzą trzy razy dziennie”

Grażyna Jagielska, Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku, Znak, Kraków 2014, 223 s.

Grażynę Jagielską przez lata paraliżował strach. Żyła problemami męża. Dla jego pasji poświęciła swoje życie. W końcu jednak musiała zawalczyć o siebie. Przeżyła własny „lot nad kukułczym gniazdem”. Spędziła pół roku w szpitalu psychiatrycznym.
Poznała kobiety, które tak jak ona długo udawały, że wszystko jest w porządku. Spotkała twardzieli, którzy musieli nauczyć się płakać. Była w miejscu, w którym można było wszystko. Nie wolno było jednego – kłamać.
Autorka zabiera nas w podróż pełną intymnych zwierzeń i prawdziwych emocji. W poruszający sposób opisuje azyl dla zagubionych oraz obrazy, które prześladowały ich latami. Opowiada o szczerości, potrzebie zrozumienia i bliskości.

Grażyna Jagielska zdecydowała się na kontynuację swej medialnej spowiedzi i opisała blisko pięć miesięcy spędzonych w szpitalu psychiatrycznym, gdzie leczyła się ze stresu pourazowego nabytego w zastępstwie swego męża – reportera jeżdżącego w najbardziej zapalne punkty świata. Opisując swój pobyt w klinice nie ograniczyła się do własnych przeżyć, trosk i niepokojów, przedstawiła sylwetki kobiet, z którymi przebywała i mężczyzn, również będących pacjentami. W „Aniołach” Jagielska dokonuje wiwisekcji życia tak swojego, jak i osób z jej szpitalnego otoczenia. Wyciąga na światło dzienne traumy i zaburzenia ukazując cały wachlarz ludzkich zachowań, które doprowadziły do hospitalizacji. Mężczyźni to głównie żołnierze, którzy po powrocie z misji w Afganistanie nie potrafią odnaleźć się w dawnym życiu.

Czasem chcą rozmawiać z Afganistanem, powiedzieć, jakim jest chujem, proszę wybaczyć wyrażenie. Albo z Irakiem, czasem ze śmiercią albo z jakąś zmorą, przez którą nie mogą normalnie żyć. Czasem to robią, ale jest to straszny widok.1

„Ojciec żony na dożyciu — powiedział szeregowy Mazur. — Inni we wsi się odwrócili. Niektórzy w ogóle ze mną nie rozmawiają, że to z wojny taki dziwny wróciłem, to się boją, normalnie, jak to psychicznego. Jeszcze inni czują złą zazdrość, bo się za te pieniądze z misji poczyniło inwestycje, zbudowało dom, a kredyty też nie byle co, spłacać trzeba. A w jednostce to znów ja czuję się taki obcy, jakbym nigdzie nie przynależał. Albo był kimś zupełnie innym, tam nie pasuję jeszcze bardziej niż gdziekolwiek indziej. Nikogo nie obchodzi, gdzie byłem. Jakbym cały czas był na miejscu albo pojechał nie do Afganistanu, tytko postrzelać do Szerokiego Boru.”2

„Nie możemy być razem, jeżeli jej nie powiem, co było w Afganistanie. Długo to trwało, zanim zrozumiałem, ze dwie hospitalizacje. Ale jak mam jej o tym powiedzieć? Może: Rybko, kurwa, przysiądź tu na chwilę, powiem ci, co zrobiłem w Afganie? Napijemy się wina, a potem powiem ci, co zrobiłem w Afganie. Albo co tam widziałem. Najbardziej wstydzę się tego, co tam widziałem. Co ludzie robią na wojnie. Czasem przyjeżdżaliśmy na miejsce i zastawaliśmy takie rzeczy... Ten wstyd jest gorszy niż wspomnienie tego, co zrobiłem.
Wstydzę się tego, w czym uczestniczyłem, nawet jeżeli to nie była nasza robota...”3

Ukrywa Jagielska żołnierzy pod pseudonimami. Biały, Mazur... Ich przeżycia są zbyt drastyczne, zbyt osobiste, by mogli ich rozpoznać dowódcy, przyjaciele czy rodzina. Z drugiej strony, opowieści o strasznych przeżyciach są na tyle uniwersalne, że nawet ci żołnierze, którzy po powrocie z misji do szpitali nie trafili i duszą w sobie to, co widzieli, odnajdują w książce odbicia swych przeżyć.
„Anioły jedzą trzy razy dziennie” nie jest książką autobiograficzną sensu stricto. Jagielska pozostała czujną obserwatorką nawet w szpitalu. Skupiła się na innych, swe problemy opisuje jakby na marginesie, czyni z nich pretekst, by ukazać losy współpacjentów. Chociaż przeżywa własny „lot nad kukułczym gniazdem” bardziej interesują ją problemy żołnierzy, których „nachodzi” czy zafiksowania kobiet, z którymi mieszka na sali. Chwilami wydaje się, że Jagielska chowa się za opowieściami innych, nie do końca pewna czy „Anioły...” mają być zbeletryzowanym dokumentem, czy też udokumentowaną beletrystyką silnie ciążącą ku Kesey’owskim „Locie nad kukułczym gniazdem”. Niemniej jednak jest to książka ważna. Wojna w Afganistanie jest koszmarem, o którym nie da się zapomnieć za żadne pieniądze. Powinni ją przeczytać nie tylko bliscy żołnierzy, ale i niefrasobliwi politycy tak chętnie zgłaszający udział polskich żołnierzy w „misjach pokojowych”. Ukazują też „Anioły...” problemy z tożsamością, nadmiernym perfekcjonizmem prowadzącym do załamania, nie radzeniem sobie z otaczającym ludzi coraz bardziej zażartym wyścigiem szczurów.
Moja ocena: 5.5

1 G. Jagielska, Anioły jedzą trzy razy dziennie, Znak, Kraków 2014, s. 111.
2 Ibidem, s. 123.
3 Ibidem, s. 124.