„Ring” kojarzy się głównie z amerykańską wersją japońskiego horroru. Jak to u Amerykanów – dużo krwi, dużo nie wiadomo czego i oczywiście dzieciak z problemami w centrum uwagi.
A zaczęło się tak pięknie… Jak? Ano Koji Suzuki napisał książkę, która stała się kanwą filmu japońskiego, a potem Amerykanie przerobili to na komercyjny gniot.
Książka jest fantastyczna, ciekawa i przyprawia o dreszcze. Jednocześnie zaś, nie znajdziemy w niej: krwi, postaci wyłażących z telewizora, postaci wyłażących ze studni, molestowania seksualnego, chłopca z nadprzyrodzonymi mocami.
„Ring” to mieszanka najlepszego strachu i najczystszej formy nienawiści.
Treść jest w sumie prosta: Asakawa postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczych zgonów swojej siostrzenicy i jej przyjaciół. Trafia na kasetę, po obejrzeniu której zostaje mu siedem dni życia. O pomoc prosi swego przyjaciela filozofa-matematyka Ryuijego. Asakawa od chwili obejrzenia dwudziestominutowego nagrania żyje w ciągłym strachu i chociaż jest głównym bohaterem, godzi się z rolą pomocnika. Myśli za niego Ryuiji, on wydaje polecenia, on analizuje i dedukuje. Ryuiji się nie boi, jest typowym naukowcem, pociąga go zagadka. Aż do chwili, kiedy zaczyna rozumieć, gdzie popełnił błąd w swoim rozumowaniu.
Co ciekawe, tylko w książce główny bohater ma obiekcje moralne po podjęciu ostatecznego wyboru. Asakawa zastanawia się do czego może doprowadzić pragnienie osób, które się kocha. Jak łatwo jest postawić na szali życie innych, nieznanych istnień ludzkich, byle tylko uratować własną rodzinę.
Polski tytuł książki jest bezpośrednim nawiązaniem do amerykańskiego horroru. Tym samym jest nietrafiony i niezrozumiały. Bo co ma „ring” wspólnego z okiem, studnią, wirusem? Wydaje się, iż wydawca obawiał się, że po „Krąg” nikt by nie sięgnął. A jednak…
Krótko i na temat: książka świetna, mroczna i sensowna. Jej ostateczny przekaz przeżuty i wypluty przez amerykański przemysł filmowy wypada przy tym żałośnie sztampowo i nieciekawie.
Kiedy ekran ocieka krwią i dziwna postać wyłazi z ekranu telewizora (film) jest to zabieg nachalnego, łopatologicznego straszenia widza. O wiele zaś groźniejszy jest strach rodzący się w duszy i umyśle człowieka, strach, którego nie da się okiełznać.
Moja ocena: 5.5
Moja ocena: 5.5