Tomasz Szarota, Okupowanej
Warszawy dzień powszedni, Czytelnik, Warszawa 1988, 651 s.
Książka
poświęcona życiu codziennemu w Warszawie pod okupacją niemiecką od 1
października 1939 do 31 lipca 1944 roku. Książka nie jest historią miasta w tym
okresie, lecz obrazem dnia powszedniego społeczeństwa Warszawy. Mówi o
warunkach bytowania ludności i sytuacji materialnej poszczególnych grup
społecznych, o rozporządzeniach władz okupacyjnych, o nastrojach panujących w
mieście, o sposobach radzenia sobie przez warszawiaków z codziennymi
trudnościami, o zajęciach i formach spędzania wolnego czasu. Przynosi wiele
informacji szczegółowych, m.in. o cenach, wysokości zarobków, systemie
kartkowym, programach teatrzyków i kin oraz wielu innych elementach życia
jawnego i konspiracyjnego. Osobna część książki poświęcona jest okupantom:
władzom, wojsku i życiu niemieckiej ludności cywilnej w Warszawie w tym
okresie.
Niestety nie
miałam możności przeczytania najnowszej wersji książki Szaroty. W miejskiej
bibliotece znalazłam chyba ostatnie peerelowskie wydanie. Nie brak tam licznych
„jedynie słusznych” komentarzy. Można to jednak przełknąć, bo w sumie
najważniejsze są fakty, które Szarota przytacza co chwilę. O kartkach w czasie
wojny wiedzą wszyscy, podobnie jak o podłej jakości chleba kartkowego. Nic w
tym dziwnego, skoro chleb był pieczony na mące z drzewa. Przydziały kartkowe z
1941 r. wyglądały następująco: Niemcy – 2613 kalorii, Polacy – 669, a Żydzi –
184 kalorie. Ratowano się od śmierci głodowej na różne sposoby. Na czarnym
rynku dochodziło do szmuglu, kupowania „w ciemno” transportów od żołnierzy niemieckich
(np. w maju 1943 r. Warszawa została w ten sposób zarzucona żółwiami).
Najczęściej w menu pojawiały się różne kombinacje: kapusty, brukwi, dyni i
cebuli. Daniem zasadniczym stała się zupa.
Istotną kwestią
były namiastki, które bardzo szybko stały się normą. Patrząc z perspektywy
czasu, ciekawym się wydaje, że używanie oliwy zamiast tłuszczów zwierzęcych
uważano za marną namiastkę. Najbardziej znanym „produktem zastępczym” była
sacharyna używana zamiast cukru.
Cały rozdział
poświęcił Szarota modzie okupacyjnej, przy okazji rozprawiając się z mitem
oficerek i bryczesów, które były pozornym wyznacznikiem konspiracyjności.
Kosztowały 5 tysięcy złotych (dla porównania: masło lub słonina kosztowały ok.
200 zł za kilogram). Chodzono zatem głównie w drewniakach. Dokonała się również
kolejna zmiana obyczajów: latem kobiety chodziły z odkrytą głową i bez pończoch
będących towarem deficytowym.
Szarota opowiada
też, jak narodziły się riksze (pomysł wcale nie przyjął się tak od razu),
tramwaje stały się miejscami komentowania sytuacji codziennej i działań
wojennych.
Istotna była
rola kultury. Jawne teatrzyki proponowały bezwartościową szmirę, istniał zatem
teatr konspiracyjny. Iwaszkiewiczowskie Stawisko stało się azylem dla wielu
twórców, pomieszkiwali tam Baczyński, Dygat, Miłosz. Wiele czytano i równie
wiele drukowano.
II wojnę
światową na lekcjach historii poznajemy zazwyczaj od strony walk i „wielkiej
polityki”. Życie codzienne i przetrwanie są spychane na margines. Szkoda, bo
właśnie poznanie dnia powszedniego z całym jego ubóstwem, strachem i
bohaterstwem o wiele bardziej przybliża istotę wojny.
Polecam.
Moja ocena: 5