piątek, 14 października 2016

Otto Dov Kulka „Pejzaże metropolii śmierci”

Otto Dov Kulka, Pejzaże metropolii śmierci. Rozmyślania o pamięci i wyobraźni, Czarne, Wołowiec 2014, 168 s.

Wybitny historyk Otto Dov Kulka został jako dziecko wysłany najpierw do theresińskiego getta, a potem do Auschwitz. Jako jeden z ocalonych poświęcił całe życie na badanie nazizmu i Holokaustu. I chociaż czynił to z naukowym dystansem i obiektywizmem, zawsze wpływ na jego pracę miała osobista historia. „Pejzaże metropolii śmierci” to jedno z najwymowniejszych świadectw Zagłady – przejmujące wspomnienia z czasów dzieciństwa w Auschwitz.

„Pejzaże metropolii śmierci” nie są próbą autobiografii sensu stricto. Powrót po latach do Auschwitz staje się dla Ottona Dova Kulki pretekstem do rozmyślań nad przeszłością i teraźniejszością. Wspomnienia dziesięcioletniego chłopca, który doświadczył getta i obozu koncentracyjnego przeplatają się z uwagami doświadczonego człowieka, historyka zajmującego się na co dzień okresem Holokaustu. W „Pejzażach...” dochodzi do głosu nie tylko dziecko czy historyk, ale również prozaik i poeta, bo i rytm tekstu, i wrażliwość na szczegóły, i powtórzenia stosowane przez Kulkę przypominają chwilami białe wiersze, słowa nanizane na nitkę wspomnień i konfrontację z rzeczywistością: „Znalazłem się w miejscu, gdzie nie mogłem zabłądzić. Powinien tu być jeden z obozów, ale zamiast niego, rozciągniętego od horyzontu po horyzont, stały rzędy – lasy – ceglanych kominów, pozostałości po barakach, które rozebrano i które znikły, i chwiejące się betonowe filary, każdy pochylony w innym kierunku, i skorodowane odcinki drutu kolczastego po jednej i po drugiej stronie – niektóre leżały nieruchomo, inne pełzały w podmokłej trawie – mokrej podmokłej trawie – od horyzontu po horyzont. I cisza. Przytłaczająca cisza. Nie słyszało się nawet ptaków. Panowała tam niemota i pustka tam panowała. Zaskakujące było, że te pejzaże – niegdyś tak pełne ludzi niczym mrówek, zastępów niewolników, ludzkich szeregów sunących swoimi szlakami w przejściach – są milczące. Że są opustoszałe”[1].
I chociaż wydawałoby się, że trudno mówić o poezji w odniesieniu do Holocaustu, właśnie u Kulki całość tchnie niemalże liryzmem, chociaż pisze o pejzażach śmierci, pejzażach zapamiętanych z dzieciństwa. Jego wspomnienia różnią się od znacząco od innych publikacji tych, którzy zostali ocaleni. Sam Kulka przyznaje, że nie umie zidentyfikować się z nimi, bo chociaż łączyło ich miejsce, to dzieliła – historia życia odrębna dla każdego istnienia. Nie wiem, na ile na spojrzenie Kulki wpłynął jego zawód – otaczanie się historią, to jak otaczanie się całą przeszłością ludzkości wraz z jej aspektami ekonomicznymi, politycznymi, socjologicznymi, filozoficznymi czy mitologicznymi. Dogłębna znajomość tego, co było przed czasami nazistowskimi, daje autorowi możliwość spojrzenia na siebie i współwięźniów z zupełnie innej perspektywy. Tym samym, znalazły się w „Pejzażach...” i kwestie natury moralnej rozpatrywanej w szerszym kontekście, bo zło nie narodziło się w 1933 roku, chociaż wówczas doszło do jego eskalacji; i odniesienia mitologiczne, i poznawanie zasobów kultury w cieniu kominów krematoriów, i przykłady poezji obozowej, najczęściej anonimowej, której autorom nie udało się ocaleć („Nie, na naszych grobach nie gniją krzyże/ Ani nagrobki się nie kłonią, Nie, nie ma tam wieńców ani kutych krat, Aniołów z głową pochyloną...[2]”).
„Pejzaże metropolii śmierci” z pewnością stanowią inne spojrzenie na Holokaust, na istotę zła i niemożność zapomnienia tego, co było.
Moja ocena: 5


[1] O.D. Kulka, Pejzaże metropolii śmierci, Czarne, Wołowiec 2014, s. 24.
[2] Cyt. za: ibidem, s. 82.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz