Otto Dov Kulka, Pejzaże
metropolii śmierci. Rozmyślania o pamięci i wyobraźni, Czarne, Wołowiec 2014,
168 s.
Wybitny historyk Otto Dov Kulka został jako dziecko wysłany
najpierw do theresińskiego getta, a potem do Auschwitz. Jako jeden z ocalonych
poświęcił całe życie na badanie nazizmu i Holokaustu. I chociaż czynił to z
naukowym dystansem i obiektywizmem, zawsze wpływ na jego pracę miała osobista
historia. „Pejzaże metropolii śmierci” to jedno z najwymowniejszych świadectw
Zagłady – przejmujące wspomnienia z czasów dzieciństwa w Auschwitz.
„Pejzaże metropolii śmierci”
nie są próbą autobiografii sensu stricto.
Powrót po latach do Auschwitz staje się dla Ottona Dova Kulki pretekstem do
rozmyślań nad przeszłością i teraźniejszością. Wspomnienia dziesięcioletniego
chłopca, który doświadczył getta i obozu koncentracyjnego przeplatają się z
uwagami doświadczonego człowieka, historyka zajmującego się na co dzień okresem
Holokaustu. W „Pejzażach...” dochodzi do głosu nie tylko dziecko czy historyk,
ale również prozaik i poeta, bo i rytm tekstu, i wrażliwość na szczegóły, i
powtórzenia stosowane przez Kulkę przypominają chwilami białe wiersze, słowa
nanizane na nitkę wspomnień i konfrontację z rzeczywistością: „Znalazłem się w
miejscu, gdzie nie mogłem zabłądzić. Powinien tu być jeden z obozów, ale
zamiast niego, rozciągniętego od horyzontu po horyzont, stały rzędy – lasy –
ceglanych kominów, pozostałości po barakach, które rozebrano i które znikły, i
chwiejące się betonowe filary, każdy pochylony w innym kierunku, i skorodowane
odcinki drutu kolczastego po jednej i po drugiej stronie – niektóre leżały
nieruchomo, inne pełzały w podmokłej trawie – mokrej podmokłej trawie – od horyzontu
po horyzont. I cisza. Przytłaczająca cisza. Nie słyszało się nawet ptaków.
Panowała tam niemota i pustka tam panowała. Zaskakujące było, że te pejzaże –
niegdyś tak pełne ludzi niczym mrówek, zastępów niewolników, ludzkich szeregów
sunących swoimi szlakami w przejściach – są milczące. Że są opustoszałe”[1].
I chociaż wydawałoby się, że
trudno mówić o poezji w odniesieniu do Holocaustu, właśnie u Kulki całość
tchnie niemalże liryzmem, chociaż pisze o pejzażach śmierci, pejzażach
zapamiętanych z dzieciństwa. Jego wspomnienia różnią się od znacząco od innych
publikacji tych, którzy zostali ocaleni. Sam Kulka przyznaje, że nie umie
zidentyfikować się z nimi, bo chociaż łączyło ich miejsce, to dzieliła –
historia życia odrębna dla każdego istnienia. Nie wiem, na ile na spojrzenie
Kulki wpłynął jego zawód – otaczanie się historią, to jak otaczanie się całą
przeszłością ludzkości wraz z jej aspektami ekonomicznymi, politycznymi,
socjologicznymi, filozoficznymi czy mitologicznymi. Dogłębna znajomość tego, co
było przed czasami nazistowskimi, daje autorowi możliwość spojrzenia na siebie
i współwięźniów z zupełnie innej perspektywy. Tym samym, znalazły się w „Pejzażach...”
i kwestie natury moralnej rozpatrywanej w szerszym kontekście, bo zło nie narodziło
się w 1933 roku, chociaż wówczas doszło do jego eskalacji; i odniesienia
mitologiczne, i poznawanie zasobów kultury w cieniu kominów krematoriów, i
przykłady poezji obozowej, najczęściej anonimowej, której autorom nie udało się
ocaleć („Nie, na naszych grobach nie gniją krzyże/ Ani nagrobki się nie kłonią,
Nie, nie ma tam wieńców ani kutych krat, Aniołów z głową pochyloną...[2]”).
„Pejzaże metropolii śmierci”
z pewnością stanowią inne spojrzenie na Holokaust, na istotę zła i niemożność
zapomnienia tego, co było.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz