piątek, 24 czerwca 2016

Kate Atkinson „Przysługa”

Kate Atkinson, Przysługa, Czarna Owca, Warszawa 2014, 479 s.

W Edynburgu trwa słynny festiwal teatralny. Czekający w kolejce na spektakl są świadkami wypadku i brutalnej napaści. Kilka osób rusza poszkodowanym na pomoc. Wśród nich jest też Jackson Brodie, były detektyw. Wkrótce staje się on głównym podejrzanym w sprawie o morderstwo…

Rozochocona powtórną lekturą „Historii jednej sprawy” rzuciłam się na „Przysługę” niczym kot na szperkę i... z każdą przeczytaną stroną książka coraz mniej mi się podobała. Zorganizowana przestępczość, nielegalne emigrantki zza wschodniej granicy, płatni zabójcy, nastolatki w fazie buntu i przypadkowość rozrastająca się w postępie geometrycznym to zupełnie nie moje klimaty. Co gorsza, bohaterki z „Historii...” zostały ukazane w takim świetle, że cała sympatia nabyta podczas lektury pierwszej powieści, gdzieś się ze mnie ulotniła. Atkinson zajęta nowymi pomysłami i bohaterami po prostu nie miała pomysłu na siostry. W ogóle zaś trudno polubić bohaterów „Przysługi”: są niesympatyczni, odpychający, gburowaci, megalomańscy i tak dalej i bez końca. Zapewne Atkinson chociaż część z tych osób chciała ukazać jako charaktery silne, ale mnie wydają się zrobieni właściwie z jednej sztancy.
Wątków, jak to u tej autorki, znów jest sporo, każdy prowadzony pieczołowicie i gdyby nie to, że (jak już wspomniałam) nie lubię tematów, które w książce są na pierwszym planie, byłabym oczarowana tym, jak wszystko precyzyjnie, pomimo pozorowanego chaosu się układa i wyjaśnia. Jednak ja jestem uczulona na wszelkiej maści kilerów (i wszelkie skorumpowane gliny też), wyjątkiem jest Leon Zawodowiec grany przez Jeana Reno (i analogicznie Norman Stansfield grany przez Gary’ego Oldmana), więc nijak nie mogłam się przekonać do Paula „Raya” Bradleya, jego schematycznej historii życiowej i dziwnej nieudolności przy wykonywaniu edynburskiego zadania.
Nie wiem, co Atkinson chciała przekazać w tekście „Przysługi”. Część kryminalna rozmywa się w części obyczajowej, która jakoś nie obfituje w odkrywcze obserwacje. Umieścić akcję w Edynburgu, podczas festiwalu i pisać o rosyjskich prostytutkach lub szemranych biznesmenach to tak, jak wejść do cukierni i kupić wisienkę bez tortu. Ale czytało się powieść Atkinson szybko, przestojów nie było, więc nie zamierzam rezygnować z czytania kolejnych przygód/losów Jacksona Brodie. Nie zmienia to jednak faktu, że tą częścią Atkinson wyrządziła mi niedźwiedzią przysługę.
Moja ocena: 2

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Kate Atkinson „Historie jednej sprawy” aka „Zagadki przeszłości”

Kate Atkinson, Historie jednej sprawy, Rebis, Poznań 2006, 398 s.

Jackson Brodie, były policjant, dziś prywatny detektyw, nie jest szczęśliwy. Jego małżeństwo się rozpadło, a on sam nie czuje się dobrze w miejscu, w którym przyszło mu żyć. W dodatku skończył właśnie czterdzieści pięć lat i nagle dotarło do niego, że człowiek jest istotą śmiertelną i nic się nie da na to poradzić. Jego życie upływa na rozwiązywaniu trudnych i bolesnych spraw innych ludzi. Otoczony śmiercią, intrygami i nieszczęściami Jackson nagle dostrzega, że choć – jak dotychczas sądził – świat jest jednym wielkim arkuszem zysków i strat, to rachunek po obu stronach może się jednak zrównoważyć.

Książka przeczytana po raz drugi, coby sobie przypomnieć postać Jacksona Brodie przed lekturą „Przysługi”. Rebis w opisie położył nacisk na „powieściopisarski kunszt i angielski czarny humor”, chociaż w sumie to przede wszystkim powieść kryminalna jest.
Brodie pracuje nad dwoma sprawami z mniej i bardziej odległej przeszłości: zaginięcia trzylatki i zabójstwa młodej dziewczyny. Sam przy tym boryka się z problemami i własną bolesną przeszłością. Chociaż jest głównym bohaterem, często ustępuje miejsca innym, bowiem przez „Historie...” przesuwa cały korowód różnorodnych postaci: siostry, matki, ojcowie, bracia, a Atkinson zręcznie żongluje akcją dziejącą się współcześnie i retrospekcjami.
Sprawy, którymi zajmuje się Brodie nie są spektakularne, ich skutki odczuwa właściwie tylko mikrokosmos rodziny. Tak dzieje się w przypadku zaginięcia Olivii i tak dzieje się w przypadku śmierci Laury czy Niamh – cierpią tylko najbliżsi, ich świat nagle się rozpada, to co swojskie, niezmienne i stałe nagle okazuje się nietrwałe i nie wiadomo za bardzo jak sobie poradzić z tragedią, z żałobą i roztrzaskaną teraźniejszością.
Atkinson skupia się na ludziach, ich reakcjach, upychanych głęboko tajemnicach, rysuje przy tym obyczajowe tło angielskiej prowincji lat siedemdziesiątych (kolejne sprawy zaczęły się w 1970, 1971 i 1979 roku), ówczesną mentalność i styl życia. Nie traktuje jednak autorka wszystkiego śmiertelnie poważnie, jej bohaterowie to osoby obdarzone zarówno zaletami, jak i wadami, nie ma typów stricte socjopatycznych, większość da się polubić i zrozumieć motywację ich działania.
„Historie jednej sprawy” czyta się szybko, choć są przystanki na chwile zastanowienia, wzdrygnięcia się i przypomnienia sobie, że nie żyjemy na najidealniejszym ze światów.
Moja ocena: 5.5