Isabel Allende, Córka fortuny, Muza, Warszawa 2000, 450 s.

Allende cofa się w czasie i powołuje do życia przodków
Clary. Niemalże baśniowy świat „Domu duchów” znika co prawda, bo naraz
pojawiają się konkretne kraje: Chiny, Chile, Stany Zjednoczone i nie ma już tej
tajemniczości i poczucia niebytu geograficznego. Mamy jednak opowieść o
kolejnych dzielnych i zdeterminowanych kobietach, które potrafią wziąć los w
swoje ręce. Oczywiście mężczyźni też przewijają się przez karty książki,
aczkolwiek są tłem zaledwie dla poczynań Elizy Sommers.
Kalifornijska gorączka złota, chińska medycyna i filozofia
życia plus latynoska gorąca krew i upór, a wszystko to opisane zgrabnie i
wdzięcznie. Chwilami „Córka fortuny” skłania do zadumy, chwilami – do uśmiechu,
ale nie nuży i to jest najważniejsze. Mnie się podobało, chociaż nie przepadam
za powieściami, które mają stanowić uzupełnienie czy kontynuację czegoś, co
zdobyło popularność.
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz