wtorek, 27 sierpnia 2013

piętnaście moich ulubionych książek a.d. 2009 (2)


Miejsce 10.
Karel Čapek „Zwyczajne życie”
Jak długo żyję, nigdy nie poczułam się tak oszukana, jak w czasie lektury powieści Čapka. To był jak obuch w głowę i dlatego ma u mnie miejsce dziesiąte. Znałam go z tego, że napisał o przygodach Rumcajsa, no i wiedziałam, że on wymyślił słowo robot. A jednak… jego trylogia powieściowa przypomina mi wydaną zresztą w tym samym wydawnictwie i tej samej serii trylogię Camusa. Nieważne – „Zwyczajne życie” jest jakby apoteozą życia każdego z nas, bowiem jesteśmy tylko takimi jakimi chcemy się ukazać. Reszta to nasza mroczna tajemnica.  


Miejsce 9.
Roman Bratny „Kolumbowie - rocznik 20”
Wspaniała opowieść o przyjaźni, miłości i bohaterstwie. Ukazała mi, jak nieważna jest „przynależność rasowa” (Kolumb był Żydem), oraz jak bardzo liczy się przyjaźń. Jak wiele przegrywamy przez nieprzyjaciela zwanego przypadkiem. Istotne jest także to, jak Bratny poprowadził swych bohaterów po wojnie, gdy minęły dni chwały, dywersji i walki. Pokazał jak trudno jest się młodym ludziom dostosować do zwykłego życia tym wojennym dzieciom.  W powieści jest i codzienność wojenna, i rozpacz powstania, i nieszczęśliwa miłość. Nie ma za to zadęcia na bohaterstwo.

Miejsce 8.
Marek Hłasko „Piękni dwudziestoletni”
Hłasko – kiedyś potępiany, obecnie uznawany za pisarza wybitnego. Ja bym postawiła go gdzieś pomiędzy. Pióro miał lekkie i jak sam zaznaczał, jego opowieści musiały się kończyć źle, bo inaczej mu nie wychodziło. „Piękni dwudziestoletni” to książka, która mojemu pokoleniu przybliżyła Hłaskę, ale nie tylko. Przybliżyła też Polańskiego, Cybulskiego, Broniewskiego i to nie od strony: wielkim reżyserem jest, wielkim aktorem był, wielkim poetą był. Nie! Hłasko pisał o nich jako o ludziach z krwi i kości, z wielkimi zaletami i koszmarnymi wadami, nie krył swego zafascynowania USA i niechęci do Żeromskiego. Był sobą.

Miejsce 7.
Jean-Paul Sartre „Drogi wolności”
Stateczny Mateusz, postrzelona, widząca siebie z boku Iwicz, jej brat – Borys, pederasta Daniel… wszyscy oni podążają swymi drogami wolności. Jednakże ich losy krzyżują się nawzajem, a my jesteśmy świadkami tego jak bardzo ta ich wolność jest ograniczona. Książka Sartre’a jest jakoby powieścią filozoficzną (blisko 800 stron), mnie wydała się opowieścią o życiu, o wyborze, o ułomności natury ludzkiej. Jednak są chwile błyszczące niczym diamenty, iskrzące się mądrością i przypowieścią. Widzimy ludzi w najbardziej intymnych chwilach – w rozbebeszonym łóżku, na granicy morderstwa, spragnionych miłości. 

 Miejsce 6.
Albert Camus „Upadek”
Od konwenansu chciał uciec bohater Camusa. „Dżumę” kazano nam czytać w liceum, a ja do wszelakich lektur mam stosunek nieufny (wystarczy wspomnieć Żeromskiego i jego „Rozdziobią nas kruki i wrony…”), ale opowieść o Oranie okazała się być wciągająca. Nic to jednak przy opowieści o narratorze „Upadku”. Jean-Baptiste Clemence przypomina mi bohatera „Zwyczajnego życia” Čapka, może dlatego, że trylogia powieściowa Camusa jak już chyba wspomniałam została wydana podobnie jak i powieści Czecha. Też jest ostatnia i też – najlepsza. I traktuje o złożoności natury ludzkiej, amoralności człowieczej – jakby Clemence był dalekim (no nie tak aż dalekim) przodkiem Patricka Batemana. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz