czwartek, 12 lutego 2015

Arnaldur Indriðason „Grobowa cisza”

Arnaldur Indriðason, Grobowa cisza, W.A.B., Warszawa 2011, 324 s.

„Grobowa cisza” to kolejny tom z cyklu o islandzkim policjancie Erlendurze Sveinssonie z Reykjaviku. Akcja rozpoczyna się w domu na przedmieściu, gdy student medycyny odbiera swojego brata z urodzin. Oczekując na zakończenie imprezy, obserwuje malucha, który bawi się dziwnym białym przedmiotem. to... kawałek ludzkiej kości, przyniesiony przez solenizanta z pobliskiej budowy. Okazuje się, że w wykopie znajduje się reszta szkieletu, a na miejsce przybywa policja. Według archeologów zwłoki leżą w ziemi około siedemdziesiąt lat.

„Grobowa cisza” nie jest typowym kryminałem chociaż jest trup, a dokładniej – ludzkie kości. Jednak zanim archeolodzy pieczołowicie oczyszczą szkielet i przeniosą go do laboratorium Erlendur Sveinsson zdoła poznać tajemnicę spoczywającą w ziemi od siedemdziesięciu lat. Nie będzie badań DNA, żmudnego badania dowodów i przesłuchiwań niezliczonych osób. Będzie za to opowieść o alkoholizmie, przemocy w rodzinie i Islandii w okresie II wojny światowej. Bardziej „Grobowa cisza” przypomina powieści Kate Morton czy Roberta Goddarda niż kryminalne zagadki w stylu Henninga Mankella, Anne Holt czy Monsa Kallentofta.
Sveinsson jest oczywiście gliniarzem po przejściach, musi ratować swą córkę, która stoczyła się na samo dno narkomańskiego koszmaru, dręczą go wspomnienia przeszłości i nieudanego życia rodzinnego. Tym samym rozwiązanie sprawy tajemniczych kości jest dla Sveinssona odskocznią od prywatnych problemów. Indriðason zabiera czytelnika nie w jedną, ale dwie podróże. Poznajemy współczesne życie Islandczyków i jednocześnie cofamy się w przeszłość do lat czterdziestych XX wieku, kiedy na Islandii stacjonowały najpierw wojska brytyjskie, a potem amerykańskie. Przejmujące opisy przemocy domowej, zniewolenie, surowość krajobrazu i klimatu kontrastują z przebłyskami miłości i współczucia. „Grobowa cisza” to coś więcej niż tylko opowieść kryminalna, to również zachęta, aby bliżej poznać tę małą wyspę, skąd bliżej jest do Grenlandii niż do Europy, gdzie ludzie mówią dziwnym językiem, a wulkany wciąż są czynne, co dobitnie odczuli wszyscy w 2010 roku, kiedy doszło do erupcji wulkanu Eyjafjallajökull.
Moja ocena: 5.5

4 komentarze:

  1. Z chęcią zapoznam się z tą książką ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachęcający opis i recenzja, jeśli natknę się na tą książkę, z chęcią po nią sięgnę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swoją wypożyczyłam z biblioteki. Spodziewałam się typowego kryminału, bo wcześniej czytałam Indriðasona „Głos”, a tu zaskoczenie :)

      Usuń