sobota, 10 września 2016

Sophie Hannah „Na ratunek”

Sophie Hannah, Na ratunek, G+J, Warszawa 2009, 510 s.

Sally Thorning ogląda z mężem wiadomości w telewizji. Nagle słyszy nazwisko, którego nie spodziewała się już nigdy w życiu usłyszeć. Przed rokiem w ostatniej chwili odwołano jej podróż służbową. A Sally rozpaczliwie potrzebowała wytchnienia od codziennego życia, w którym łączyła obowiązki zawodowe z opieką nad dziećmi. Postanowiła zatem nie mówić mężowi o nagłej zmianie planów i zafundowała sobie skryte wakacje w odległym hotelu. Pragnęła jedynie odrobiny spokoju, czasu dla siebie, ale urlop wyglądał inaczej.

Lubię czytać seriami. Ukontentowana zawiłością i logiką „Przemów i przeżyj” zabrałam się za kolejny tom o Simonie Waterhousie. W książce pisarka znowu oddaje głos głównej bohaterce – tym razem Sally Thorning, która nie do końca potrafi poradzić sobie z macierzyństwem. Tak jak w „Przemów i przeżyj” Hannah skupiała się na gwałcie, tak w „Na ratunek” stara się ukazać blaski i cienie posiadania potomstwa. Bo prawdę mówiąc macierzyństwo jest dalekie od wyidealizowanej wizji, jaką serwują reklamy pełne słodkich bobasów i eleganckich mamusiek. Pragnienie zachowania chociaż cząstki siebie tylko do własnej dyspozycji to zdrowy odruch, rzecz w tym, aby priorytety zostały zachowane. Hannah w swej powieści zwraca uwagę na to, jak bardzo relacja matka dziecko może tchnąć niejednoznacznością.
Dodajmy do tego typowe dla autorki zagmatwanie akcji, zagubienie w początkowych zawiłościach fabuły i mamy kolejny świetny thriller psychologiczny, którego nie napędza żadna machina marketingu, nie ma mowy o jednej z setek otrzymanych nagród, a przecież bije na głowę logiką, fabułą i misternością rozwiązania wszelkie szeroko reklamowane „thrillery roku”.
Dla mnie bomba. I świetna rozrywka, która daje również nieco do myślenia.
Moja ocena: 4.5

6 komentarzy:

  1. W zupełności podzielam upodobanie do czytania seriami:) Choć bywa to zgubne dla domowego budżetu, uczciwie trzeba przyznać, że sprawia o wiele więcej frajdy niż czytanie książek "na wyrywki".
    Po przeczytaniu Twoich uwag nt. "Na ratunek", swędzi mnie ręka, by brać się za tę książkę natychmiast, jednak - zachowując czytelnicze zdyscyplinowanie - wezmę się chyba jednak za tę serię od początku...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie zrażaj się "Twarzyczką", która moim zdaniem jest słabsza od pozostałych części. Ale lepiej czytać od początku, coby zrozumieć, jak ewoluowały relacje Waterhouse'a z kolegami i panią komisarz :).

      Usuń
  2. Wiesz, zauważyłam, że czasami wina za to poczucie, że któraś z książek jakością odstaje od innych z tej samej serii leży nie po stronie autora lecz... tłumacza.
    (seria książek o Carol Jordan i Tonym Hillu Val McDermid jest tego najlepszym przykładem; przykładem tego, jak nędzny tłumacz może spaskudzić świetny w oryginale tekst).
    Może tak było z "Twarzyczką"..? Zwracałaś uwagę na to, kto tłumaczył dotychczas przeczytane przez Ciebie pozycje?
    Idealnie jest gdy całą serię przekłada ten sam tłumacz, ale cóż, różnie z tym bywa.

    A tak w ogóle wypadałoby przyznać, że bardzo lubię Twój blog:) Niejeden Twój tekst stanowił dla mnie bodziec, by sięgnąć po opisywaną przez Ciebie książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, pewnie tego nie przeczytasz, bo to skandal odpowiadać po miesiącu. Ale chciałam napisać tak dużo, bo zgadzam się z Tobą w 100%, że tyle zależy od tłumacza!
      Na lubimyczytać.pl pojawiła się w końcu opcja, że widać od razu kto przetłumaczył książkę (i co przetłumaczył jeszcze) - zupełnie jak na zawołanie do tego, co napisałaś.
      Ja proponuję, żebyś sięgnęła po "Twarzyczkę", nie "Buźkę" - inni tłumacze są! Ale i treść książki jest słabsza od kolejnych. W każdym razie pozdrawiam i czekam na Twoją opinię o thrillerach Sophie Hannah.

      Usuń
    2. A jednak przeczytałam;)
      Żaden skandal z tym miesiącem. W końcu, jak czytam u góry po prawej, matkujesz nie tylko córkom ale też zwierzyńcowi. To zobowiązuje. Przede wszystkim czasowo, czyż nie?;)

      Dzięki za podpowiedź. Właśnie namierzam "Twarzyczkę".

      Usuń
  3. Namierzaj :). Mnie się nie udało dostać "Twarzyczki" w wersji papierowej, musiałam się zadowolić pdfem (kto wie, czy to też nie wpłynęło na mój osąd, bo jestem straszną tradycjonalistką i nie przepadam za e-bookami w jakiejkolwiek postaci).

    OdpowiedzUsuń