Isabel Allende, Dom duchów, Muza, Warszawa 1998, 524 s.
Pierwsza powieść Isabel Allende to jeden z największych bestsellerów literatury iberoamerykańskiej. Dom duchów jest pełną ciepła opowieścią o rodzinie Estebana Trueby, o pokoleniach kobiet, które go otaczały, o jego dzieciach i wnukach. Ich losy splatają się z historią i są świadectwem dramatycznych przemian na przestrzeni dwudziestego wieku. Gwałtowny temperament ojca rodziny i szczególna nadwrażliwość jego żony komplikują wzajemne relacje bohaterów i choć prowadzą do tragicznych przesileń, równocześnie składają się na serdeczną opowieść o świecie wielkich codziennych emocji.
Będzie to recenzja krótka: zachwyciłam się powieściowym
debiutem Isabel Allende. Magiczny realizm, portrety niezwykłych kobiet i ich
życie na tle burzliwej historii Chile, kraju niewspomnianego z nazwy w „Domu
duchów” ani razu.
Moim skromnym zdaniem jest to powieść doskonała zarówno na
letnie popołudnie, jak i na zimowy wieczór. Nastrojowa baśń, gdzie nostalgia
przeplata się z obłędem. Szalona niania, dekapitacja, trucizna, długie
milczenie i zielone włosy – to tylko nieliczne pomysły pani Allende wpisane w
treść. Co chwila coś się dzieje, szaleństwo narasta i wycofuje się, aby po
zaraz powrócić ze zdwojoną siłą, łączy się z wszelakiego rodzaju miłością i
temperamentami rodem z kraju podzwrotnikowego.
Nic więcej nie dodam, bo po co? „Dom duchów” należy
przeczytać i starać się zrozumieć fenomen Allende, kobiece spojrzenie na
iberoamerykańskie czary w życiu codziennym, należy przeczytać i tym samym
odpocząć od trudów i smutków naszego dnia codziennego, oswoić się z
samotnością, szaleństwem i zyskać siłę, aby dalej toczyć przed sobą kamień
przeznaczenia.
Moja ocena: 6
Moja ocena: 6
* * *
Allende
Isabel; Dom duchów;
- Niemal w każdej rodzinie jest osoba głupia lub szalona, moje dziecko - zapewniła ją Clara, nie odrywając wzroku od robótki, ponieważ przez te wszystkie lata nie nauczyła się robić na drutach nie patrząc na nie. - Czasami są niewidoczne, gdyż się je ukrywa, jakby przynosiły wstyd. Zamyka się je w najodleglejszych pokojach, żeby nie widzieli ich goście. Lecz w rzeczywistości nie ma się czego wstydzić, one też są dziełem Boga.
- Ale w naszej rodzinie nie ma nikogo takiego, babciu - replikowała Alba.
- Nie ma. Tutaj szaleństwo udzieliło się wszystkim po trochu i nie zostało go tyle, żeby zrobić z kogoś z nas skończonego wariata.
- Niemal w każdej rodzinie jest osoba głupia lub szalona, moje dziecko - zapewniła ją Clara, nie odrywając wzroku od robótki, ponieważ przez te wszystkie lata nie nauczyła się robić na drutach nie patrząc na nie. - Czasami są niewidoczne, gdyż się je ukrywa, jakby przynosiły wstyd. Zamyka się je w najodleglejszych pokojach, żeby nie widzieli ich goście. Lecz w rzeczywistości nie ma się czego wstydzić, one też są dziełem Boga.
- Ale w naszej rodzinie nie ma nikogo takiego, babciu - replikowała Alba.
- Nie ma. Tutaj szaleństwo udzieliło się wszystkim po trochu i nie zostało go tyle, żeby zrobić z kogoś z nas skończonego wariata.
Allende Isabel; Dom duchów;
Czytała Biblię, grała w tenisa i pisała na maszynie. Ta ostatnia umiejętność była jedyną użyteczną rzeczą, jaką posiadła w ciągu długich lat nauki w obcojęzycznej szkole. Dla Alby, która w swoim dotychczasowym życiu nie słyszała o grzechach ani o dobrych manierach panieńskich, nie znała granicy między tym, co ludzkie, a tym, co boskie ani tym, co możliwe, a tym, co niemożliwe, widziała, jak jeden wuj chodził nago po korytarzach i skakał jak karateka, a drugi leżał przywalony kupą książek, jak dziadek rozbijał laską aparaty telefoniczne i kwietniki na tarasie, jak matka wymykała się z domu z pajacowatą torebką i jak babka poruszała trójnożnym stolikiem i grała Chopina nie otwierając pianina, szkolna rutyna była nie do zniesienia. Nudziła się na lekcjach.
Czytała Biblię, grała w tenisa i pisała na maszynie. Ta ostatnia umiejętność była jedyną użyteczną rzeczą, jaką posiadła w ciągu długich lat nauki w obcojęzycznej szkole. Dla Alby, która w swoim dotychczasowym życiu nie słyszała o grzechach ani o dobrych manierach panieńskich, nie znała granicy między tym, co ludzkie, a tym, co boskie ani tym, co możliwe, a tym, co niemożliwe, widziała, jak jeden wuj chodził nago po korytarzach i skakał jak karateka, a drugi leżał przywalony kupą książek, jak dziadek rozbijał laską aparaty telefoniczne i kwietniki na tarasie, jak matka wymykała się z domu z pajacowatą torebką i jak babka poruszała trójnożnym stolikiem i grała Chopina nie otwierając pianina, szkolna rutyna była nie do zniesienia. Nudziła się na lekcjach.