Diane Chamberlain, Sekretne
życie CeeCee Wilkes, Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, 542 s.
Jeśli wyzna prawdę, na zawsze straci córkę. Jeśli prawdę
zatai, nigdy nie odzyska siebie.
W 1977 roku zaginęła ciężarna Genevieve Russell. Dwadzieścia lat później policja odnajduje jej szczątki, a Timothy Gleason zostaje oskarżony o zabójstwo. Dziecko jednak zniknęło bez śladu. CeeCee Wilkes wie, w jakich okolicznościach umarła Genevieve Russell – widziała wszystko na własne oczy. I wie, co się stało z jej dzieckiem. Teraz Timothy’emu Gleasonowi grozi kara śmierci, a ona stoi w obliczu wyboru. Powiedzieć prawdę i zniszczyć swoją rodzinę. Albo pozwolić niewinnemu człowiekowi umrzeć, by chronić życie zbudowane na kłamstwie.
W 1977 roku zaginęła ciężarna Genevieve Russell. Dwadzieścia lat później policja odnajduje jej szczątki, a Timothy Gleason zostaje oskarżony o zabójstwo. Dziecko jednak zniknęło bez śladu. CeeCee Wilkes wie, w jakich okolicznościach umarła Genevieve Russell – widziała wszystko na własne oczy. I wie, co się stało z jej dzieckiem. Teraz Timothy’emu Gleasonowi grozi kara śmierci, a ona stoi w obliczu wyboru. Powiedzieć prawdę i zniszczyć swoją rodzinę. Albo pozwolić niewinnemu człowiekowi umrzeć, by chronić życie zbudowane na kłamstwie.
Nie pojmuję fenomenu i Diane
Chamberlain, i jej „Sekretnego życia CeeCee Wilkes”. Dla mnie to sknocony dobry
pomysł i tyle. Autorka stara się nakreślić problem i wiarygodnie go rozwikłać.
I nijak jej się nie udaje, bo nagromadzenie bzdur wzrasta z kolejnymi stronami.
Nieświadomość lekarzy, policjantów i całego otoczenia wręcz mnie powaliła; ja
wiem, że jedną z głównych cech Amerykanów jest naiwność, ale tu cecha ta
zakrawa o początki idiotyzmu i kilka postronnych postaci wypadałoby wysłać na
leczenie, a już przynajmniej zabronić wykonywać im ich zawód.
Wydawca podsunął czytelnikowi
smakowity opis, który robi się mdły wkrótce po rozpoczęciu lektury, a akcja
staje się przewidywalna. Trudno jest polubić bohaterów, a szczególnie tytułową
CeeCee Wilkes, która poraża infantylizmem i egoizmem. Jeszcze trudniej było mi
się wczuć w dylematy, które nią targały, bowiem jeden zły (głupi) wybór
doprowadzał po prostu do kolejnych złych wyborów.
Nie podobała mi się ta
powieść zupełnie, a porównywanie Diane Chamberlain do Jodi Picoult urąga tej drugiej
autorce, która może i przynudza osadzając część książek na sali sądowej, ale
przynajmniej tworzy historie prawdopodobne.
Moja ocena: 1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz