sobota, 23 stycznia 2016

Michał Bułhakow „Mistrz i Małgorzata”

Michał Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, Ossolineum, Wrocław – Warszawa – Kraków 1990, 522 s. + LXXXVIII s.

„Mistrz i Małgorzata” – jak wiele genialnych utworów - wymyka się jednoznacznemu opisowi, prowokując mnogość interpretacji. Ta powieść szkatułkowa, z mnóstwem odniesień do literatury światowej, wciąż zadziwia bogactwem tematyki. Znaleźć w niej można rozważania na temat kondycji sztuki, echa nieustannego konfliktu twórcy z otoczeniem, klasyczny filozoficzny motyw walki dobra ze złem, ale również ciętą satyrę oraz ironiczne aluzje do ocierającej się wielokrotnie o absurd radzieckiej rzeczywistości lat trzydziestych. A także - rzecz jasna - cudowny wątek miłosny tytułowych Mistrza i Małgorzaty, który dla wielu czytelników jest jedną z największych zalet tej książki.

Pierwsza przeczytana w 2016 roku książka. Powtórka z lektury, czyli moje osobiste postanowienie, coby wrócić do ulubionych książek i sprawdzić, czy czas nie zweryfikował ich negatywnie.
Napisano o „Mistrzu i Małgorzacie” tomy całe. Jak w przypadku Mannowskiego „Wybrańca” nie będę się tutaj zastanawiać nad podtekstami powieści, mitami, tradycjami i diabłem, nie podejmuję się pisać o roli tej powieści w życiu pisarza ani symboli przewijających się przez utwór. Zrobiłabym to o wiele gorzej niż specjaliści od Bułhakowa. Niniejszych kilka akapitów tyczyć się będzie moich osobistych odczuć.
Wróciłam do „Mistrza i Małgorzaty” po 24 latach. I wówczas, i teraz był to ten sam egzemplarz Bułhakowa wydanego w ramach serii „Biblioteki Narodowej” Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Przez lata strony pożółkły, okładka się podniszczyła, ja przestałam być beztroską siksą po maturze. Z upływem czasu treść się coraz bardziej zacierała w pamięci, pozostawało tylko wrażenie świetnej lektury i dobrze spędzonego czasu.
Wróciłam do „Mistrza i Małgorzaty” przypadkiem. Szukałam hebrajskiej wersji imienia Judasza Iskarioty będąc w trakcie czytania „Judasza” Amosa Oza. Bułhakow podał wersję zaczerpniętą od Ernesta Renana, Juda z Kiriatu [1]. Mogłam wrócić do Oza, ale skoro już miałam Bułhakowa w ręku...
Zauroczył mnie Bułhakow jeszcze bardziej niż kiedyś. I chociaż widać niedociągnięcia i niekonsekwencje w warstwie czasowej (pisarz to odwołuje się do wydarzeń z połowy lat trzydziestych, to wraca znowu do epoki NEP-u), czyta się „Mistrza i Małgorzatę” z wielką przyjemnością. Nadal!
Przede wszystkim Związek Radziecki lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku, to jest coś, co lubię najbardziej. Bułhakow starannie naszkicował miejsca, w których dzieje się akcja (które przypisy precyzują dodatkowo), jego Moskwa tętni życiem, kombinatorstwem, miłostkami. Precyzyjnie wskazał, gdzie rzecz się dzieje, nie nudząc przy tym. A przypisy Grzegorza Przybindy ułatwiają czytanie, miło jest, nie ruszając się z fotela czy łóżka, dowiedzieć się, że pierwowzorem domu Gribojedowa jest dom Hercena, gdzie obecnie mieści się Instytut Literacki im. Gorkiego, teatr „Variétés” to budynek, w którym na początku lat dwudziestych mieścił się cyrk, potem music-hall, a w końcu Teatr Satyry; dom przy Sadowej 302 A to w istocie dom nr 10, gdzie pisarz mieszkał w pierwszej połowie lat dwudziestych. I tu małe wtrącenie, w oryginale adres domu to Sadowa 302-bis [2] (bis to po ukraińsku bies, czart), nie wiedzieć czemu Irena Lewandowska i Waldemar Dąbrowski pozbyli się czarta na rzecz litery, a w innym miejscu zdecydowali się poprawiać Bułhakowa zamieniając świeczniki na szabaśniki [3] i narzutę na kekryfalos [4] (oba „ulepszenia” dotyczą rozdziału „Złożenie do grobu”) bądź anachronicznie przetłumaczyli bakkurim jako chleb świętojański [5] (chodziło o pierwsze płody ziemi), chociaż w dniu kaźni Jeszui nikt jeszcze o świętym Janie nie słyszał (też „Złożenie do grobu”).
Czuć w tekście felietonistyczną przeszłość pisarza. Nakreślone oszczędnie acz wyraźnie postaci Lichodiejewa, Bosego, Mogarycza, barona Meigela, gdzie w kilku zdaniach Bułhakow obnaża ich słabości, mniejsze i większe grzeszki, w jednej ze scen zaś rozprawia się z nielubianym krytykiem w iście demoniczny sposób. Życie codzienne przeplatają akcenty nadprzyrodzone, ale nie gubi się w tym człowieka, którego pisarz portretuje celnie przy użyciu niewielu słów. Nawet postaci epizodyczne: goła obywatelka, lila cudzoziemiec są zarysowane mistrzowsko. Moskwa Bułhakowa tętni życiem, pragnieniem miłości, lepszych ubrań, lepszego jedzenia, większymi i mniejszymi świństewkami. Chyba w żadnej wcześniejszej książce, Bułhakow nie dopracował tak zarówno realiów, jak i bohaterów.
A o bohaterach mówiąc, po lekturze dzienników Bułhakowów, trudno mi było nie widzieć w Małgorzacie – silnej, oddanej – Jeleny Siergiejewnej, a w Mistrzu – umęczonym życiem i przeciwnościami – Michaiła Afansjewicza. Ta ich miłość, to oddanie zupełne, jest tak na wskroś rosyjskie, tak jednocześnie literackie, że moim zdaniem stanowi najsłabszy wątek powieści. Ale ja po prostu już za stara jestem, żeby wierzyć w miłość idealną.
I kończąc już ten przydługi wywód, wspomnę jeszcze o diabłach, bo to przecież w zamyśle powieść o nich miała być. Świta Wolanda zasłynęła z niewybrednych żartów, które długo jeszcze odbijały się moskwianom czkawką, byli to dowcipnisie chwilami niewybredni, to znów finezyjni, karykatury dziwaczne, które dopiero podczas wędrówki ostatniej przybrały swą rzeczywistą postać, gdzie zniknęli kraciasty Korowiow, gruby Behemot i zezowaty Azazello, a pojawiły się postaci dostojne, którym wcale do śmiechu nie było. Bułhakowowskie diabły ukazane zostały nietypowo jak na owe czasy, i chociaż minęło tyle lat, nadal stanowią o wyjątkowości powieści, bo bez nich byłaby to tylko kolejna ckliwa opowieść o miłości. Albo smutna opowieść o radzieckiej rzeczywistości. Albo opowieść o zaszczutym pisarzu.
Moja ocena: 6

W wydaniu Ossolineum znaleźć można dodatkowo rysunki Nadii Ruszewej. Przedstawiam kilka z nich, których w książce nie ma. Wszystkie zostały wzięte stąd. Zaiste dziewczyna miała talent i szkoda, że zmarła tak młodo, mając zaledwie siedemnaście lat.


[1] M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, Ossolineum, Wrocław – Warszawa – Kraków 1990, s. 42.
[2] Ibidem, s. 127.
[3] Ibidem, s. 412.
[4] Ibidem, s. 413.
[5] Ibidem, s. 433.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz