Michał Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, Ossolineum, Wrocław –
Warszawa – Kraków 1990, 522 s. + LXXXVIII s.
„Mistrz i Małgorzata” – jak wiele genialnych utworów -
wymyka się jednoznacznemu opisowi, prowokując mnogość interpretacji. Ta powieść
szkatułkowa, z mnóstwem odniesień do literatury światowej, wciąż zadziwia
bogactwem tematyki. Znaleźć w niej można rozważania na temat kondycji sztuki,
echa nieustannego konfliktu twórcy z otoczeniem, klasyczny filozoficzny motyw
walki dobra ze złem, ale również ciętą satyrę oraz ironiczne aluzje do
ocierającej się wielokrotnie o absurd radzieckiej rzeczywistości lat
trzydziestych. A także - rzecz jasna - cudowny wątek miłosny tytułowych Mistrza
i Małgorzaty, który dla wielu czytelników jest jedną z największych zalet tej
książki.
Pierwsza przeczytana w 2016 roku książka. Powtórka z lektury, czyli moje osobiste postanowienie, coby wrócić do ulubionych książek i sprawdzić, czy czas nie zweryfikował ich negatywnie.
Napisano o „Mistrzu i Małgorzacie” tomy całe. Jak w przypadku Mannowskiego „Wybrańca” nie będę się tutaj zastanawiać nad podtekstami powieści, mitami, tradycjami i diabłem, nie podejmuję się pisać o roli tej powieści w życiu pisarza ani symboli przewijających się przez utwór. Zrobiłabym to o wiele gorzej niż specjaliści od Bułhakowa. Niniejszych kilka akapitów tyczyć się będzie moich osobistych odczuć.
Napisano o „Mistrzu i Małgorzacie” tomy całe. Jak w przypadku Mannowskiego „Wybrańca” nie będę się tutaj zastanawiać nad podtekstami powieści, mitami, tradycjami i diabłem, nie podejmuję się pisać o roli tej powieści w życiu pisarza ani symboli przewijających się przez utwór. Zrobiłabym to o wiele gorzej niż specjaliści od Bułhakowa. Niniejszych kilka akapitów tyczyć się będzie moich osobistych odczuć.

Wróciłam do „Mistrza i Małgorzaty” przypadkiem. Szukałam
hebrajskiej wersji imienia Judasza Iskarioty będąc w trakcie czytania „Judasza”
Amosa Oza. Bułhakow podał wersję zaczerpniętą od Ernesta Renana, Juda z Kiriatu [1].
Mogłam wrócić do Oza, ale skoro już miałam Bułhakowa w ręku...
Zauroczył mnie Bułhakow jeszcze bardziej niż kiedyś. I
chociaż widać niedociągnięcia i niekonsekwencje w warstwie czasowej (pisarz to
odwołuje się do wydarzeń z połowy lat trzydziestych, to wraca znowu do epoki
NEP-u), czyta się „Mistrza i Małgorzatę” z wielką przyjemnością. Nadal!


A o bohaterach mówiąc, po lekturze dzienników Bułhakowów,
trudno mi było nie widzieć w Małgorzacie – silnej, oddanej – Jeleny
Siergiejewnej, a w Mistrzu – umęczonym życiem i przeciwnościami – Michaiła
Afansjewicza. Ta ich miłość, to oddanie zupełne, jest tak na wskroś rosyjskie,
tak jednocześnie literackie, że moim zdaniem stanowi najsłabszy wątek powieści.
Ale ja po prostu już za stara jestem, żeby wierzyć w miłość idealną.
I kończąc już ten przydługi wywód, wspomnę jeszcze o
diabłach, bo to przecież w zamyśle powieść o nich miała być. Świta Wolanda
zasłynęła z niewybrednych żartów, które długo jeszcze odbijały się moskwianom
czkawką, byli to dowcipnisie chwilami niewybredni, to znów finezyjni,
karykatury dziwaczne, które dopiero podczas wędrówki ostatniej przybrały swą
rzeczywistą postać, gdzie zniknęli kraciasty Korowiow, gruby Behemot i zezowaty
Azazello, a pojawiły się postaci dostojne, którym wcale do śmiechu nie było.
Bułhakowowskie diabły ukazane zostały nietypowo jak na owe czasy, i chociaż
minęło tyle lat, nadal stanowią o wyjątkowości powieści, bo bez nich byłaby to
tylko kolejna ckliwa opowieść o miłości. Albo smutna opowieść o radzieckiej
rzeczywistości. Albo opowieść o zaszczutym pisarzu.
Moja ocena: 6
W wydaniu Ossolineum znaleźć można dodatkowo rysunki Nadii
Ruszewej. Przedstawiam kilka z nich, których w książce nie ma. Wszystkie
zostały wzięte stąd. Zaiste dziewczyna miała talent i szkoda, że zmarła tak
młodo, mając zaledwie siedemnaście lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz