poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Andrzej Stasiuk „Nie ma ekspresów przy żółtych drogach”

Andrzej Stasiuk, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Czarne, Wołowiec 2013, 174 s.

Zbiór felietonów i innych krótkich form.

Pierwsze moje spotkanie ze Stasiukiem i nie powiem, dość obiecujące. Autor pisze o ludziach, podróżach: opowieści o Ułan Bator, Kirgistanie i Bałkanach sąsiadują z opowieściami o Bieszczadach i Licheniem, innych narodach, ich obyczajach. Czyta się „Nie ma ekspresów przy żółtych drogach” szybko, z przyjemnością, bo Stasiuk pióro ma lekkie i nawet pisząc o pogodzie, potrafi wyłuskać to, co najbardziej istotne i najbardziej reprezentatywne dla polskiej aury. 
Czułam tę Polskę Stasiukową, choć daleka byłam od zachwytów Licheniem i religijnością, prostym pięknem i zadumą nad ludem, który wybudował tę świątynię. I równie daleko mi do zachwytów nad architektonicznymi potworkami wyrastającymi przy drogach, tandetą zalewającą nas zewsząd, może jest to swojskie, niestety, ale nie potrafię zachwycać się badziewiem i tandetą tylko dlatego, że mają „klimat”. Stasiukowi się to podoba, umie to ująć w słowa i chwała mu za to, a zgadzać się z nim nie muszę.
Czasami co prawda Stasiuka ponosi fantazja: jadąc drogą 816, rzeczywiście mamy po prawej dawną granicę ze Związkiem Radzieckim. Ale z obozami zagłady rzecz ma się już inaczej. Taka nadinterpretacja, żeby pasowało do opowieści irytowała mnie zawsze. Poza tym rodzi pytanie, gdzie jeszcze Stasiuk popuścił wodze fantazji, żeby tekst ładnie brzmiał. Polskie realia da się jeszcze sprawdzić, ale te bałkańskie czy azjatyckie końce świata? Ile w tym wyobraźni, a ile rzeczywistości? Trochę szkoda, bo te wędrówki autora po bezdrożach aż zachęcają, żeby wrzucić plecak na siedzenie obok i ruszyć jego śladem drogą 816 i nie trzeba aż do Stanów jechać, żeby odnaleźć przygodę na szosie. Zobaczyć Sobibór (bo Bełżec i Treblinka są równie daleko od DW 816, jak Lublin czy Biała Podlaska), zobaczyć Polskę nie kiczowatą, ale dawną, miejscami „drewnianą i słomianą”, nie mijać innych samochodów co chwila – chciałabym. I kto wie, może się uda... I dlatego się cieszę, że Stasiuka przeczytałam. Bez fajerwerków, ale i bez rozczarowania. Wyniosłam z tej książki coś dla siebie – że koniec świata można znaleźć na upartego wszędzie.
Moja ocena: 4

* * *
Stasiuk Andrzej; Marzec;
Przed warsztatami samochodowymi stoją kolejki aut, bo wszyscy zmieniają zimowe opony na letnie. Po dwóch dniach słońce znika, przychodzą mrozy i śnieżyce, a ci, co się pospieszyli, lądują w rowach, na skrzyżowaniach wjeżdżają sobie w tyłki albo na latarnie i przeklinają, przeklinają ten tak zwany klimat umiarkowany, który jest w istocie klimatem nieobliczalnym, klimatem schizofrenicznym i przeklętym. Właściwie wszystkie klęski tej części kontynentu można by zwalić na klimat.
Piękne kobiety zbyt wcześnie pozbywają się ciężkich palt, ciepłych pończoch, szalików, czapek, tych wszystkich upokarzających kobiecość elementów stroju, i zaziębiają się, i potem umierają na zapalenie płuc. Mężczyźni pozostają ze swoją żałobą i piją, piją na umór czystą wódkę, by nie załamać się psychicznie i nie zamarznąć na śmierć.

Stasiuk Andrzej; Maj;
Niedawno w rozmowie ktoś mi uświadomił, że żyjemy w kraju, który nie doświadcza przyrodniczej nudy. „Pomieszkałbyś w tropikach”, powiedział. Pół roku z niebu leje się woda. Przez drugie pół monotonny, obojętny skwar. Wyobraziłem sobie to więzienie aury i teraz tym chętniej chwalę ojczyznę za jej zmienność, nieprzewidywalność i następstwo pór, które zawsze przychodzą zbyt wolno albo zbyt długo trwają, ale w porównaniu z tropikiem jest ich wielka rozmaitość.

Stasiuk Andrzej; Najsłynniejsi Łemkowie świata;
Małe narody muszą mieć więcej legend. Pojawiły się niepostrzeżenie, nikt ich nadejścia nie zauważył, nikt też nie widział, skąd przybyły. Gdy już wkroczyły na arenę dziejów, to zazwyczaj obcy wymyślali ich przeszłość, miejsce pochodzenia i trasę wędrówki. Dlatego powinny mieć jak najwięcej własnych legend. Żeby zrównoważyć niedostatek własnej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz