środa, 6 kwietnia 2016

Cezary Łazarewicz „Sześć pięter luksusu”

Cezary Łazarewicz, Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich, Znak, Kraków 2013, 236 s.

Na początku był niewielki sklepik. Miał pomóc Jabłkowskim podnieść się po spektakularnym bankructwie seniora rodu. Krok po kroku, wspólnymi siłami, udało się stworzyć imperium, w którym skupiło się życie handlowe i towarzyskie przedwojennej stolicy.
Historia imperium Jabłkowskich to opowieść niczym z „Lalki” Bolesława Prusa. Fascynująca podróż przez ubiegłe stulecie — od narodzin kapitalizmu, przez bezprawne odebranie kamienicy przez komunistów aż po trwającą do dziś walkę o odzyskanie majątku.

Zacznę od końca: byłam kiedyś w Trafficu i tak jak lubię księgarnie, tak mi się tam nie podobało. Działo się to przed świętami, chciałam kupić prezenty, ale odrzuciła mnie pretensjonalność i nowobogackość w wystroju sklepu. Pomimo wielkiego wyboru książek dla dzieci i dorosłych, atmosfera mi nie odpowiadała do tego stopnia, że nie kupiłam nic.
Sam budynek jednak mi się spodobał. A potem, kilka lat później, kupiłam książkę Cezarego Łazarewicza „Sześć pięter luksusu”, przeczytałam i... musiałam wszystko przemyśleć. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś innego. Historia rodziny Jabłkowskich opisana jest bowiem w manierze typowej dla dziennikarzy „Twojego Stylu” i „Elle” z lat, kiedy czytałam te magazyny: bohaterowie mają tam wystawiane pomniki ze spiżu, są tak nieskazitelni i wspaniali, że bliżej im do herosów niż zwykłych ludzi. Obfitość pozytywów, ochów i achów nad pomysłami marketingowymi, nad wyborem i kształceniem personelu i psychologią subiekta skutecznie zakłóca obiektywny odbiór tekstu. I nie chodzi mi o to, żeby ukazać jakieś grzeszki czy sekrety właścicieli Domu Towarowego, bo taniej sensacji nie lubię. Ale i za biografiami odlewanymi z samych zachwytów też nie przepadam.
Irytująco też działało na mnie używanie czasu teraźniejszego. „Najważniejsze jest drugie piętro...”, „Zwiedzanie sklepu zacznijmy od piwnicy...”, „Józef jest człowiekiem XIX wieku” – ta stylistyka, że wszystko dzieje się tu i teraz, te krótkie akapity, jakby przeznaczone dla czytelników nie potrafiących skupić się dłużej na lekturze, to nastawienie na opowieść tylko w czerni i bieli – mnie drażniło cholernie. I właśnie fragmenty, kiedy Łazarewicz oddawał głos swoim rozmówcom, kiedy oni wspominali, jak było i co było – czyta się najprzyjemniej. Szkoda, bo i sama opowieść, i historia rodziny Jabłkowskich jest niebanalna. I nawet fragmenty, jak traktować należało klienta, coby był zadowolony i nie wyszedł z pustymi rękoma, też ciekawe. Tyle że przez manierę pisania nadpsute. A przecież można się u Łazarewicza dowiedzieć, że specjaliści od marketingu nie pojawili się wczoraj, już w pierwszej połowie XX wieku starano się klienta oczarować i uwieść, aby dał się skusić na kupno i zostawił pieniądze w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich. Wybór miał ogromny, bo 44 sklepy podzielone były dodatkowo na działy, których było w sumie 300 i żeby się w tym wszystkim rozeznać, klient dostawał przy wejściu drukowany przewodnik. Cytuje też autor wyimki z biuletynów dla pracowników, gdzie określano między innymi kto komu pierwszy się kłania, kto komu pierwszy mówi „dzień dobry” i kto komu pierwszy podaje rękę. Zasady savoir vivre pozostały nadal aktualne, ale coraz częściej się o nich zapomina. Szkoda.
Ale przyznać trzeba, że Łazarewicz odrobił pracę domową, naszkicował realia roku 1913, kiedy zaczęły rosnąć fundamenty budynku przy Brackiej 25. Przybliżył realia Warszawy przed Wielką Wojną, historię rozwoju firmy, czasy II wojny światowej i okres „dożynania” w początkach PRL. W majestacie prawa firmę właściwie rozkradziono, bo młode państwo socjalistyczne bardzo niechętnie patrzyło na jakąkolwiek prywatną inicjatywę, a cóż dopiero na właścicieli wielkiego domu towarowego? A i potem nie było lepiej, po zmianach w 1989 roku Jabłkowscy przez ponad dwadzieścia lat walczyli o swoje i chociaż niby wszystkie sądy i racje były za nimi, to wystarczył jeden zwinny hochsztapler, aby budynek przy Brackiej 25 wciąż był punktem sporu. I tu wykazał Łazarewicz, że nie jest (po prawdzie nigdy nie był) dziennikarzem li tylko spisującym z innych książek, ale i potrafi sam ruszyć na łowy. Dotarł do totumfackiego hochsztaplera i opisał machlojki „biznesmenów” forsujących „dziki kapitalizm”. I to jest chore, że na takich bandytów właściwie nie ma mocnych, bo tak kombinują i kołują, że każdy uczciwy się w gąszczu tej grandy pogubi.
Kiedy Łazarewicz wydawał książkę w 2013 roku, los kamienicy przy Brackiej 25 wciąż był niepewny mimo wyroków na korzyść Jabłkowskich. Po kolejnych trzech latach można przeczytać, że Jabłkowscy robią w końcu remont budynku. Ponownie chcą otworzyć Dom Towarowy.
Podobało mi się, że Łazarewicz nie stronił od trudnych pytań, nie zadowolił się stanem zastanym i potrafił drążyć, dopóki nie uzyskał odpowiedzi. Podobało mi się również to, że pojawiły się w książce wypowiedzi ludzi związanych z Domem Towarowym jeszcze przed wojną. „Sześć pięter luksusu” to piękna opowieść o pięknej kamienicy. Gdyby tylko nie te manieryzmy i pochwały... gdyby i przeszłość potraktował autor równie subiektywnie, byłaby to książka rewelacyjna.
2. http://warszawyhistoriaukryta.blogspot.com/2014/12/bracka-25-dom-towarowy-braci-jabkowskich.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz