Cezary
Łazarewicz, Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich,
Znak, Kraków 2013, 236 s.
Na początku był niewielki
sklepik. Miał pomóc Jabłkowskim podnieść się po spektakularnym bankructwie
seniora rodu. Krok po kroku, wspólnymi siłami, udało się stworzyć imperium, w
którym skupiło się życie handlowe i towarzyskie przedwojennej stolicy.
Historia imperium Jabłkowskich to opowieść niczym z „Lalki” Bolesława Prusa. Fascynująca podróż przez ubiegłe stulecie — od narodzin kapitalizmu, przez bezprawne odebranie kamienicy przez komunistów aż po trwającą do dziś walkę o odzyskanie majątku.
Historia imperium Jabłkowskich to opowieść niczym z „Lalki” Bolesława Prusa. Fascynująca podróż przez ubiegłe stulecie — od narodzin kapitalizmu, przez bezprawne odebranie kamienicy przez komunistów aż po trwającą do dziś walkę o odzyskanie majątku.
Zacznę
od końca: byłam kiedyś w Trafficu i tak jak lubię księgarnie, tak mi się tam
nie podobało. Działo się to przed świętami, chciałam kupić prezenty, ale
odrzuciła mnie pretensjonalność i nowobogackość w wystroju sklepu. Pomimo
wielkiego wyboru książek dla dzieci i dorosłych, atmosfera mi nie odpowiadała
do tego stopnia, że nie kupiłam nic.
Sam
budynek jednak mi się spodobał. A potem, kilka lat później, kupiłam książkę
Cezarego Łazarewicza „Sześć pięter luksusu”, przeczytałam i... musiałam
wszystko przemyśleć. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś innego.
Historia rodziny Jabłkowskich opisana jest bowiem w manierze typowej dla
dziennikarzy „Twojego Stylu” i „Elle” z lat, kiedy czytałam te magazyny:
bohaterowie mają tam wystawiane pomniki ze spiżu, są tak nieskazitelni i
wspaniali, że bliżej im do herosów niż zwykłych ludzi. Obfitość pozytywów,
ochów i achów nad pomysłami marketingowymi, nad wyborem i kształceniem
personelu i psychologią subiekta skutecznie zakłóca obiektywny odbiór tekstu. I
nie chodzi mi o to, żeby ukazać jakieś grzeszki czy sekrety właścicieli Domu
Towarowego, bo taniej sensacji nie lubię. Ale i za biografiami odlewanymi z
samych zachwytów też nie przepadam.
Irytująco
też działało na mnie używanie czasu teraźniejszego. „Najważniejsze jest drugie
piętro...”, „Zwiedzanie sklepu zacznijmy od piwnicy...”, „Józef jest
człowiekiem XIX wieku” – ta stylistyka, że wszystko dzieje się tu i teraz, te
krótkie akapity, jakby przeznaczone dla czytelników nie potrafiących skupić się
dłużej na lekturze, to nastawienie na opowieść tylko w czerni i bieli – mnie
drażniło cholernie. I właśnie fragmenty, kiedy Łazarewicz oddawał głos swoim
rozmówcom, kiedy oni wspominali, jak było i co było – czyta się najprzyjemniej.
Szkoda, bo i sama opowieść, i historia rodziny Jabłkowskich jest niebanalna. I
nawet fragmenty, jak traktować należało klienta, coby był zadowolony i nie
wyszedł z pustymi rękoma, też ciekawe. Tyle że przez manierę pisania nadpsute. A
przecież można się u Łazarewicza dowiedzieć, że specjaliści od marketingu nie
pojawili się wczoraj, już w pierwszej połowie XX wieku starano się klienta
oczarować i uwieść, aby dał się skusić na kupno i zostawił pieniądze w Domu
Towarowym Braci Jabłkowskich. Wybór miał ogromny, bo 44 sklepy podzielone były
dodatkowo na działy, których było w sumie 300 i żeby się w tym wszystkim
rozeznać, klient dostawał przy wejściu drukowany przewodnik. Cytuje też autor
wyimki z biuletynów dla pracowników, gdzie określano między innymi kto komu
pierwszy się kłania, kto komu pierwszy mówi „dzień dobry” i kto komu pierwszy
podaje rękę. Zasady savoir vivre pozostały nadal aktualne, ale coraz częściej
się o nich zapomina. Szkoda.
Ale
przyznać trzeba, że Łazarewicz odrobił pracę domową, naszkicował realia roku
1913, kiedy zaczęły rosnąć fundamenty budynku przy Brackiej 25. Przybliżył
realia Warszawy przed Wielką Wojną, historię rozwoju firmy, czasy II wojny
światowej i okres „dożynania” w początkach PRL. W majestacie prawa firmę
właściwie rozkradziono, bo młode państwo socjalistyczne bardzo niechętnie
patrzyło na jakąkolwiek prywatną inicjatywę, a cóż dopiero na właścicieli
wielkiego domu towarowego? A i potem nie było lepiej, po zmianach w 1989 roku
Jabłkowscy przez ponad dwadzieścia lat walczyli o swoje i chociaż niby
wszystkie sądy i racje były za nimi, to wystarczył jeden zwinny hochsztapler,
aby budynek przy Brackiej 25 wciąż był punktem sporu. I tu wykazał Łazarewicz,
że nie jest (po prawdzie nigdy nie był) dziennikarzem li tylko spisującym z
innych książek, ale i potrafi sam ruszyć na łowy. Dotarł do totumfackiego
hochsztaplera i opisał machlojki „biznesmenów” forsujących „dziki kapitalizm”.
I to jest chore, że na takich bandytów właściwie nie ma mocnych, bo tak
kombinują i kołują, że każdy uczciwy się w gąszczu tej grandy pogubi.
Kiedy
Łazarewicz wydawał książkę w 2013 roku, los kamienicy przy Brackiej 25 wciąż
był niepewny mimo wyroków na korzyść Jabłkowskich. Po kolejnych trzech latach
można przeczytać, że Jabłkowscy robią w końcu remont budynku. Ponownie chcą
otworzyć Dom Towarowy.
Podobało
mi się, że Łazarewicz nie stronił od trudnych pytań, nie zadowolił się stanem
zastanym i potrafił drążyć, dopóki nie uzyskał odpowiedzi. Podobało mi się
również to, że pojawiły się w książce wypowiedzi ludzi związanych z Domem
Towarowym jeszcze przed wojną. „Sześć pięter luksusu” to piękna opowieść o
pięknej kamienicy. Gdyby tylko nie te manieryzmy i pochwały... gdyby i
przeszłość potraktował autor równie subiektywnie, byłaby to książka
rewelacyjna.
Moja
ocena: 4
Źródła zdjęć:
2. http://warszawyhistoriaukryta.blogspot.com/2014/12/bracka-25-dom-towarowy-braci-jabkowskich.htmlŹródła zdjęć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz