czwartek, 14 kwietnia 2016

Andrzej Zieliński „Skandaliści w koronach”

Andrzej Zieliński, Skandaliści w koronach. Łotry, rozpustnicy i głupcy na polskim tronie, Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, 248 s.

Naginanie historii do własnych potrzeb, jej upiększanie, a nawet jej fałszowanie ma w Polsce bardzo długą tradycję. Naszych królów i ich czyny idealizowali nadworni kronikarze, łącznie z Gallem Anonimem, Wincentym Kadłubkiem czy Janem Długoszem, a w czasach, gdy traciliśmy niepodległość, ku pokrzepieniu serc i dusz, nieodmiennie przywoływano dawnych władców z całą długą listą ich wspaniałych zalet i bohaterskich czynów. Nawet w podręcznikach historii nader często poprawiono wizerunki królów, wstydliwie kryjąc za zasłoną milczenia wszystko, co zdaniem autorów nie zasługiwało na pamięć, bo nie pasowało do budującej wizji naszych dziejów.

„Skandalistów w koronach” uznałam swego czasu za jedną z najlepszych książek przeczytanych w 2015 roku. A że lubię czytać seriami, czy to według autorów, czy tematycznie, jak trafiła mi się druga książka Andrzeja Zielińskiego „Sarmaci, katolicy, zwycięzcy” postanowiłam ją przejrzeć pomimo miażdżących recenzji na LC. I z przykrością muszę przyznać, że straciłam zaufanie do autora i serce do napisania entuzjastycznej recenzji „Skandalistów”, bo chociaż nasze ziemie przed wiekami faktycznie były terenami, przez które przeszła większość wszelkich nacji i trudno dojść o kolejność tych wędrówek, to błędów rzeczowych z późniejszych dziejów wybaczyć nie potrafię. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy sprawdzałabym w innych książkach, czy to co napisali Henryk Samsonowicz czy Janusz Tazbir nie zawiera błędów. A rewelacje pana Zielińskiego sprawdzać trzeba, więc nie sądzę, abym jeszcze kiedyś do niego wróciła. Ale recenzję „Skandalistów w koronach” napisać muszę, bo właśnie nadeszła jej kolej.
Korzystał Zieliński z bogatej bibliografii i przybliżył czytelnikom mniej znane fakty z całej przedrozbiorowej historii Polski. Napisał to językiem przystępnym, przy okazji wytykając zamierzchłym kronikarzom stronniczość, niewiedzę bądź konfabulację. Przed oczyma czytelnika przesuwa się korowód postaci znanych z lekcji historii, a przecież ukazanych z zupełnie innej strony! Moją uwagę najbardziej przykuła osoba Kazimierza Wielkiego, może dlatego że z lekcji zapamiętałam same banały o nim, o jego przedsiębiorczości i dokonaniach, a dopiero później, już na studiach, okazało się, że władcą Kazimierz Wielki był niepospolitym, ale prywatnie – karłem moralnym i erotomanem niemożebnym, który tak dogadzał swoim chuciom, że i od gwałtu nie stronił.
Ciekawie też opowiada Zieliński o Jagiellonach, chociaż posiłkowanie się książką Iwony Kienzler przy pisaniu o Jagielle to jak sięgnięcie do źródeł w rodzaju Wikipedii, co znacząco nadwątla moje zachwiane zaufanie w autora. Z drugiej jednak strony, dobrze jest poznać postać pierwszego władcy z dynastii jagiellońskiej z innej perspektywy niż tej walecznej czy żalu nad niewykorzystanymi szansami. W ogóle Zieliński opisuje odmienny, niż zapamiętany ze szkoły wizerunek Jagiellonów, to postaci pełne namiętności, ambicji i niewyjaśnionych sekretów. Władysław Warneńczyk to nie tylko król, który zginął w bitwie z Turkami, ale i władca o niejednoznacznej orientacji i... w sumie nie do końca wyjaśnionej śmierci.
Zieliński ukazuje drugie, nieco wstydliwe i na pewno nieoficjalne oblicze polskiej historii. Nie ma w „Skandalistach w koronach” bohaterów bez skazy, są za to ludzie folgujący swym zachciankom, szczególnie erotycznym, myślącym bardziej o sobie, ewentualnie najbliższych, niż o narodzie, którym przyszło im przewodzić.  I w sumie, dopiero znając mankamenty ich charakteru, można zrozumieć, dlaczego historia Polski jest taka a nie inna i uświadamia ludziom, że przeszłość nie składa się tylko z dat bitew i rozejmów/pokojów, ale tworzyli ją ludzie z krwi i kości. Polskie średniowiecze jawi się jako epoka krwawa i obfita w zdrady i bratobójcze walki. Nie jest li tyko nudnym ciągiem znanych faktów, uzmysławia, że błędy i nadużycia nie rozpoczęły się w Rzeczypospolitej wraz z intrygami magnatów, które były tylko skutkiem stosowanej od kilkuset lat polityki sobiepaństwa. Zieliński pisze barwnie, porusza tematy, o których szkolne podręczniki milczą, wystarczy wspomnieć chociażby osobę króla Bolesława II Zapomnianego, o którego istnienie spór toczy się do dzisiaj. Przy okazji przypomina, że nie tylko w Rosji czy we Francji władcy umierali od skrytobójczego sztyletu czy strzału, a nieco zapomniane już powiedzenie „plecie jak Piekarski na mękach” wywodzi się właśnie od szlachcica, który porwał się na Zygmunta III Wazę.
W tej chwili daleka jestem od zachwytów nad książką Andrzeja Zielińskiego, ale nadal uważam, że jest lekturą, która może skłonić do zainteresowania polską historią i jednocześnie dowodem na to, że nauka o przeszłości nie musi być wypranym z emocji kalendarium.
Moja ocena: 5

Źródła portretów:
1. Kazimierz Wielki: http://www.poczet.com/wielki.htm
2. Władysław Warneńczyk: http://www.poczet.com/warnenczyk.htm 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz