Andrzej Zieliński,
Skandaliści w koronach. Łotry, rozpustnicy i głupcy na polskim tronie,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, 248 s.
Naginanie historii do własnych potrzeb, jej upiększanie, a
nawet jej fałszowanie ma w Polsce bardzo długą tradycję. Naszych królów i ich
czyny idealizowali nadworni kronikarze, łącznie z Gallem Anonimem, Wincentym
Kadłubkiem czy Janem Długoszem, a w czasach, gdy traciliśmy niepodległość, ku
pokrzepieniu serc i dusz, nieodmiennie przywoływano dawnych władców z całą
długą listą ich wspaniałych zalet i bohaterskich czynów. Nawet w podręcznikach
historii nader często poprawiono wizerunki królów, wstydliwie kryjąc za zasłoną
milczenia wszystko, co zdaniem autorów nie zasługiwało na pamięć, bo nie
pasowało do budującej wizji naszych dziejów.
„Skandalistów w koronach”
uznałam swego czasu za jedną z najlepszych książek przeczytanych w 2015 roku. A
że lubię czytać seriami, czy to według autorów, czy tematycznie, jak trafiła mi
się druga książka Andrzeja Zielińskiego „Sarmaci, katolicy, zwycięzcy”
postanowiłam ją przejrzeć pomimo miażdżących recenzji na LC. I z przykrością
muszę przyznać, że straciłam zaufanie do autora i serce do napisania
entuzjastycznej recenzji „Skandalistów”, bo chociaż nasze ziemie przed wiekami
faktycznie były terenami, przez które przeszła większość wszelkich nacji i
trudno dojść o kolejność tych wędrówek, to błędów rzeczowych z późniejszych
dziejów wybaczyć nie potrafię. Nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy
sprawdzałabym w innych książkach, czy to co napisali Henryk Samsonowicz czy
Janusz Tazbir nie zawiera błędów. A rewelacje pana Zielińskiego sprawdzać
trzeba, więc nie sądzę, abym jeszcze kiedyś do niego wróciła. Ale recenzję
„Skandalistów w koronach” napisać muszę, bo właśnie nadeszła jej kolej.
Korzystał Zieliński z bogatej
bibliografii i przybliżył czytelnikom mniej znane fakty z całej
przedrozbiorowej historii Polski. Napisał to językiem przystępnym, przy okazji
wytykając zamierzchłym kronikarzom stronniczość, niewiedzę bądź konfabulację.
Przed oczyma czytelnika przesuwa się korowód postaci znanych z lekcji historii,
a przecież ukazanych z zupełnie innej strony! Moją uwagę najbardziej przykuła
osoba Kazimierza Wielkiego, może dlatego że z lekcji zapamiętałam same banały o
nim, o jego przedsiębiorczości i dokonaniach, a dopiero później, już na
studiach, okazało się, że władcą Kazimierz Wielki był niepospolitym, ale
prywatnie – karłem moralnym i erotomanem niemożebnym, który tak dogadzał swoim
chuciom, że i od gwałtu nie stronił.
Ciekawie też opowiada
Zieliński o Jagiellonach, chociaż posiłkowanie się książką Iwony Kienzler przy
pisaniu o Jagielle to jak sięgnięcie do źródeł w rodzaju Wikipedii, co znacząco
nadwątla moje zachwiane zaufanie w autora. Z drugiej jednak strony, dobrze jest
poznać postać pierwszego władcy z dynastii jagiellońskiej z innej perspektywy
niż tej walecznej czy żalu nad niewykorzystanymi szansami. W ogóle Zieliński opisuje
odmienny, niż zapamiętany ze szkoły wizerunek Jagiellonów, to postaci pełne
namiętności, ambicji i niewyjaśnionych sekretów. Władysław Warneńczyk to nie
tylko król, który zginął w bitwie z Turkami, ale i władca o niejednoznacznej
orientacji i... w sumie nie do końca wyjaśnionej śmierci.
Zieliński ukazuje drugie,
nieco wstydliwe i na pewno nieoficjalne oblicze polskiej historii. Nie ma w
„Skandalistach w koronach” bohaterów bez skazy, są za to ludzie folgujący swym
zachciankom, szczególnie erotycznym, myślącym bardziej o sobie, ewentualnie
najbliższych, niż o narodzie, którym przyszło im przewodzić. I w sumie, dopiero znając mankamenty ich
charakteru, można zrozumieć, dlaczego historia Polski jest taka a nie inna i
uświadamia ludziom, że przeszłość nie składa się tylko z dat bitew i
rozejmów/pokojów, ale tworzyli ją ludzie z krwi i kości. Polskie średniowiecze jawi
się jako epoka krwawa i obfita w zdrady i bratobójcze walki. Nie jest li tyko
nudnym ciągiem znanych faktów, uzmysławia, że błędy i nadużycia nie rozpoczęły
się w Rzeczypospolitej wraz z intrygami magnatów, które były tylko skutkiem
stosowanej od kilkuset lat polityki sobiepaństwa. Zieliński pisze barwnie,
porusza tematy, o których szkolne podręczniki milczą, wystarczy wspomnieć
chociażby osobę króla Bolesława II Zapomnianego, o którego istnienie spór toczy
się do dzisiaj. Przy okazji przypomina, że nie tylko w Rosji czy we Francji
władcy umierali od skrytobójczego sztyletu czy strzału, a nieco zapomniane już
powiedzenie „plecie jak Piekarski na mękach” wywodzi się właśnie od szlachcica,
który porwał się na Zygmunta III Wazę.
W tej chwili daleka jestem od
zachwytów nad książką Andrzeja Zielińskiego, ale nadal uważam, że jest lekturą,
która może skłonić do zainteresowania polską historią i jednocześnie dowodem na
to, że nauka o przeszłości nie musi być wypranym z emocji kalendarium.
Moja ocena: 5
Źródła portretów:
1. Kazimierz Wielki: http://www.poczet.com/wielki.htm
2. Władysław Warneńczyk: http://www.poczet.com/warnenczyk.htm
Źródła portretów:
1. Kazimierz Wielki: http://www.poczet.com/wielki.htm
2. Władysław Warneńczyk: http://www.poczet.com/warnenczyk.htm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz