Isabel
Allende, Portret w sepii, Muza, Warszawa 2001, 366 s.
Czy można napisać trylogię do końca? Okazuje się, że tak; w
każdym razie Isabel Allende na pewno to potrafi. Aurora de Valle, główna
bohaterka ‘Portretu w sepii”, to wnuczka Elizy Sommers i Pauliny de Valle (postaci
z napisanej w roku 1998 „Córki fortuny”), a zarazem adoptowana córka Severa del
Valle, ojca jasnowidzącej Clary z „Domu duchów”, pierwszej powieści Isabel,
opublikowanej w 1982 roku. Historia opowiedziana na kartach „Portretu w sepii”
to brakujące ogniwo łączące obie powieści. Zamykają się w niej losy niektórych
bohaterów „Córki fortuny.”, a zarazem zarysowują sytuacje, których rozwiązanie
znamy już z „Domu duchów”. Całość układa się w barwny fresk – jak zawsze u
Isabel Allende – splątane ścieżki życia jej bohaterów stanowią odbicie dziejów
kraju i całego kontynentu.

Po przeczytaniu „Portretu w sepii” wymknęło mi się
westchnienie: „Jak dobrze, że to już koniec.” Nie będę ukrywać, że ta część
opowieści najmniej mi się podobała. Eliza Sommers – dzielna awanturnica z
„Córki fortuny” jest już babcią i Allende skupia się głównie na jej wnuczce
Aurorze del Valle.
Jak to u Allende: świetna narracja, silne kobiety – chwilami
postrzelone, chwilami uparte, ale pragnące za wszelką cenę nie dać się zamknąć
za drzwiami domu i dać sobie przykleić etykietkę „kur domowych”. Postać Aurory
blednie przy osobowości Pauliny del Valle – namiętnej, wyzwolonej,
uwielbiającej luksus, ale i starającej się pomagać innym. Paulina wydaje się
niezniszczalna. Gdzieś w tle pojawia się postać Elizy Sommers – zbyt zapatrzonej
w siebie i w swoje nieszczęścia, by skupić się na tak „trywialnej” czynności,
jakim jest wychowanie dziecka.
Allende snuje swą opowieść i wplata w nią okrucieństwo dwóch
wojen, gdzie indziej skupia się na uprawianiu winorośli, specyfice chilijskiego
sera i podstawach rozwijającej się fotografii. Pewne wątki znane już z „Córki
fortuny” są wyjaśniane, podobnie też znajdujemy odniesienia do „Domu dusz”.
Summa summarum – jest
w „Portrecie w sepii” wszystko to, co najlepsze w prozie Allende, a jednak
chwilami powieść jest przyciężka i... przynudna. Pragnących poznać prozę
Allende zapewne zachwyci, ale jaki jest sens czytania tej powieści bez
zapoznania się z młodością Elizy?
Moja ocena: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz