czwartek, 26 września 2013

Isabel Allende „Portret w sepii”

Isabel Allende, Portret w sepii, Muza, Warszawa 2001, 366 s.

Czy można napisać trylogię do końca? Okazuje się, że tak; w każdym razie Isabel Allende na pewno to potrafi. Aurora de Valle, główna bohaterka ‘Portretu w sepii”, to wnuczka Elizy Sommers i Pauliny de Valle (postaci z napisanej w roku 1998 „Córki fortuny”), a zarazem adoptowana córka Severa del Valle, ojca jasnowidzącej Clary z „Domu duchów”, pierwszej powieści Isabel, opublikowanej w 1982 roku. Historia opowiedziana na kartach „Portretu w sepii” to brakujące ogniwo łączące obie powieści. Zamykają się w niej losy niektórych bohaterów „Córki fortuny.”, a zarazem zarysowują sytuacje, których rozwiązanie znamy już z „Domu duchów”. Całość układa się w barwny fresk – jak zawsze u Isabel Allende – splątane ścieżki życia jej bohaterów stanowią odbicie dziejów kraju i całego kontynentu.

Po przeczytaniu „Portretu w sepii” wymknęło mi się westchnienie: „Jak dobrze, że to już koniec.” Nie będę ukrywać, że ta część opowieści najmniej mi się podobała. Eliza Sommers – dzielna awanturnica z „Córki fortuny” jest już babcią i Allende skupia się głównie na jej wnuczce Aurorze del Valle.
Jak to u Allende: świetna narracja, silne kobiety – chwilami postrzelone, chwilami uparte, ale pragnące za wszelką cenę nie dać się zamknąć za drzwiami domu i dać sobie przykleić etykietkę „kur domowych”. Postać Aurory blednie przy osobowości Pauliny del Valle – namiętnej, wyzwolonej, uwielbiającej luksus, ale i starającej się pomagać innym. Paulina wydaje się niezniszczalna. Gdzieś w tle pojawia się postać Elizy Sommers – zbyt zapatrzonej w siebie i w swoje nieszczęścia, by skupić się na tak „trywialnej” czynności, jakim jest wychowanie dziecka.
Allende snuje swą opowieść i wplata w nią okrucieństwo dwóch wojen, gdzie indziej skupia się na uprawianiu winorośli, specyfice chilijskiego sera i podstawach rozwijającej się fotografii. Pewne wątki znane już z „Córki fortuny” są wyjaśniane, podobnie też znajdujemy odniesienia do „Domu dusz”.
Summa summarum – jest w „Portrecie w sepii” wszystko to, co najlepsze w prozie Allende, a jednak chwilami powieść jest przyciężka i... przynudna. Pragnących poznać prozę Allende zapewne zachwyci, ale jaki jest sens czytania tej powieści bez zapoznania się z młodością Elizy? 
Moja ocena: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz