piątek, 27 września 2013

Sebastian Barry „Tajny dziennik”

Sebastian Barry, Tajny dziennik, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2011, 383 s.

Historia kobiety, której naiwność, pogoda ducha i fascynująca uroda skazały ją na życie w zamkniętych murach placówki psychiatrycznej. Licząca sobie około stu lat Roseanne Clear – tajemnicza staruszka, która trafiła do szpitala w młodym wieku i nigdy nie opuściła jego murów. Odizolowana od społeczeństwa kobieta pisze tajny dziennik, w którym opowiada o dramatycznym dzieciństwie i młodości w ogarniętej wojną domową Irlandii, o niewyjaśnionej śmierci ojca oraz małżeństwie z ukochanym mężczyzną, które stało się przyczyną jej tragedii.

Tak się zastanawiam czym jest literatura kobieca? Romanse w stylu Judith Krantz, lekkie opowieści w stylu Katarzyny Grocholi, Helen Fielding i tysięcy ich naśladowczyń? Termin „literatura kobieca” ma bowiem pejoratywny podtekst: ot, taka pisanina dla bab znudzonych gotowaniem i nieudanymi związkami. Na przestrzeni ostatnich stu lat mężczyźni wykreowali mocnych bohaterów, wystarczy przypomnieć chociażby Kurtza z „Jądra ciemności” Conrada, Konsula z „Pod wulkanem” Lowry’ego czy Leopolda Blooma – Joyce’a. Im dalej, tym bohaterów wyrazistych więcej. Faceci mogą czuć satysfakcję. A kobiety? Nadal mają czytać o losach Bridget Jones czy Judyty?
„Tajemniczy dziennik” napisał mężczyzna, ale główną bohaterką jest kobieta, która płaci za uczynki mężczyzn. Nie ma w powieści namiętnych scen, całość jest prawie ascetyczna, sceneria – ponura, jak ponura może być świat ubogiej irlandzkiej dzielnicy, a świat, w którym żyją bohaterowie – zakłamany i zdominowany przez mężczyzn. Czy można zatem zaliczyć powieść Barry’ego do literatury kobiecej? Odrzuciwszy jej pejoratywny kontekst – na pewno tak. Barry odmalowuje smutne życie Irlandki, prawie w całości spędzone w zakładzie dla obłąkanych. Dlatego że była wariatką? Schizofreniczką? Nimfomanką? Przede wszystkim dlatego że była piękna.
Trzeba było kilkudziesięciu lat i decyzji o likwidacji szpitala, by losem Roseanne zainteresował się doktor Grene. To właśnie dzięki jego uporowi poznajemy losy pacjentki. Poznajemy dziennik pisany przez nią i o niej.
Jeśli ktoś liczy na czytadło w stylu Kate Morton, to się zawiedzie, bo tajemnica tajemnicy nierówna. Ktoś skrywa w szufladzie swej pamięci morderstwo, ktoś inny – tylko niewinny pocałunek. Dodajmy do tego chwilami leniwie toczącą się narrację i otrzymamy powieść sensu stricte, a nie produkt literaturopodobny.
Bezpośrednio po lekturze napisałam:
"Trudne choć chwilami przewidywalne.
Wielka miłość do ojca.
Wielka władza kleru.
Wielkie upodlenie kobiety."
To mniej więcej tyle.
Moja ocena: 4

 * * *
Barry Sebastian; Tajny dziennik;
Zawsze warto wyliczać powody do szczęścia, w życiu jest tak dużo jego przeciwieństwa, że lepiej zaznaczać je zakładką, dopóki można.

Barry Sebastian; Tajny dziennik;
To jedna z zalet małżeństwa, że z jakiegoś magicznego powodu zawsze wyglądamy dla siebie nawzajem tak samo.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz