Mineko Iwasaki, Gejsza z Gion, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2006, 320
s.

Pamiętacie „Wyznania gejszy” Arthura Goldena? Śmiem
twierdzić, że znalazłam coś lepszego. Oczywiście, jeśli ktoś lubi romanse i
temat potraktowany nieco powierzchownie, może pozostać przy Goldenie.
Zainteresowanych tematem odsyłam natomiast do autobiografii Mineko Iwasaki.
Japonka opisuje swoje życie z powściągliwością, nie epatuje
plotkami i sensacjami rodem z tabloidów. Pisze przede wszystkim o swoich
obowiązkach i o ciężkiej pracy, jaka była jej udziałem od piątego roku życia.
Od początku była szykowana na spadkobierczynię rodu Iwasaki, czyli po
zakończeniu kariery gejszy miała zajmować się kształceniem młodych dziewczyn.
Mineko Iwasaki przyznaje, że czasami ciężko było jej pełnić
swoje obowiązki i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przy wadze czterdziestu
pięciu kilogramów nosiła kimono i ozdoby ważące około dwudziestu kilogramów.
Jako piętnastolatka wstawała o szóstej rano, kładła się zaś dopiero około
trzeciej w nocy. Praca była dla niej wszystkim, rozkład zajęć miała wypełniony
na osiemnaście miesięcy naprzód, klienci musieli potwierdzać swe rezerwacje na
miesiąc przed spotkaniem. W ciągu pierwszych pięciu lat jako maiko (dorastająca
gejsza) Japonka pracowała bez wytchnienia, siedem dni w tygodniu. Zdarzało się,
że była tak zmęczona, że spała z otwartymi oczami, na stojąco.
W czasie debiutanckiego spotkania poznała Elię Kazana (dla
zbyt młodych by wiedzieć: Kazan był amerykańskim pisarzem i reżyserem. Jeden z
jego najsławniejszych filmów to „Na wschód od Edenu” z Jamesem Deanem.) – uznała
to za dobrą wróżbę. O innych osobistościach wspomina mimochodem. Ciekawie
opisuje wizytę królowej brytyjskiej i jej męża. Japońska uprzejmość bywa
czasami złośliwa.
Iwasaki chowana była pod kloszem, skupiona na pracy i
zamknięta w sterylnym światku, po zakończeniu kariery gejszy uczyła się
poznawać życie zwykłej śmiertelniczki. Taniec na zawsze został jej
namiętnością.
Zaskakujące ale jakże japońskie jest przy tym wyznanie Iwasaki, że nigdy nie lubiła ludzi i przebywania z nimi. Wolała świat tańca. A jednak potrafiła być na tyle przekonująca, że stała się najbardziej pożądaną osobą do towarzystwa. Smutna trochę jest ta gra pozorów skryta za wielkowiekową tradycją.
Moja ocena: 5
Zaskakujące ale jakże japońskie jest przy tym wyznanie Iwasaki, że nigdy nie lubiła ludzi i przebywania z nimi. Wolała świat tańca. A jednak potrafiła być na tyle przekonująca, że stała się najbardziej pożądaną osobą do towarzystwa. Smutna trochę jest ta gra pozorów skryta za wielkowiekową tradycją.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz