sobota, 5 listopada 2016

Stefania Grodzieńska „Kłania się PRL”

Stefania Grodzieńska, Kłania się PRL, Latarnik, Michałów – Grabina 2008, 319 s.

Dokonany przez Marcina Szczygielskiego wybór satyrycznych tekstów Stefanii Grodzieńskiej zamieszczonych w tym tomie obiecuje doskonałą zabawę: pozornie lekkie i zabawne trafiają w cel i wbijają szpilki w najbardziej delikatne „organy” władzy. Grodzieńska - również tancerka - w swoich literackich piruetach ot, niby niechcący, ale z pełną premedytacją rozdaje kopniaki prosto w siedzenia prominentów z wzorowym robotniczo-chłopskim rodowodem; rozdętych poczuciem władzy ekspedientek i urzędników. Takie kopniaki - wymierzone stopą obutą w baletkę - choć nie mogły wytrącić z równowagi stołków, na których zasiadały ofiary, to jednak potrafiły boleśnie zranić ich ego.

I okładka, i wstęp autorstwa Marcina Szczygielskiego zapowiadały ucztę PRL-owskiego humoru. Urodziłam się w czasach, kiedy Gierek chciał z Polski zrobić drugą Japonię, jestem zatem typowym dzieckiem schyłkowej fazy socjalistycznej ojczyzny (w liceum miałam jeszcze propedeutykę, ale już na maturze jej nie zdawaliśmy, bo w międzyczasie spotkali się panowie przy okrągłym stole, potem runął mur i wszyscy wiedzą, co się dalej działo). Wychowałam się na „Czterdziestolatku”, „Alternatywy 4” i „Zmiennikach”, nie przepadam za „Kabaretem Starszych Panów”, wolałam i wolę „Kabaret Dudek” z genialnym Janem Kobuszewskim i Edwardem Dziewońskim. I sądziłam, że w „Kłania się PRL” dostanę coś pomiędzy absurdami Barei i Dudka. No i się nacięłam.
Mnie teksty pani Grodzieńskiej nie śmieszyły. Po prostu. Nie mówię, że autorka nie miała zmysłu spostrzegawczości, bo miała, celnie wytykała wady i słabostki i szarego proletariusza (vide: bycie na bakier z uprzejmością i schludnością), i tego, który złapał chociaż trochę władzy (vide: panie ekspedientki w sklepach). Ale... moim zdaniem owe humoreski, felietony, jakkolwiek to nazwać, nie wytrzymały próby czasu i zwyczajnie się zestarzały. Wydały mi się przaśne, chwilami toporne i przede wszystkim mało dowcipne. Podobnie rzecz ma się z niektórymi filmami z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdzie razi mnie maniera aktorska i sztuczność.
Przeczytać „Kłania się PRL” na pewno warto, bo teksty nie powstały teraz, na fali sentymentów za socjalistycznym okresem w historii Polski, ale były pisane „na świeżo”, Grodzieńska wychwytywała bezsensy, nieżyciowe nakazy i zakazy, zamieniała je w teksty o ostrym ostrzu ironii. Po kilkudziesięciu latach ta ironia chyba zardzewiała. A może tylko mnie się tak wydaje, bo wystarczy wpisać w wyszukiwarkę tytuł książki i pojawiają się odnośniki do recenzji na blogach, wszystkie mniej lub bardziej pełne zachwytów nad tekstami pani Grodzieńskiej. Przykro mi, mnie nie zachwyciła.
Moja ocena: 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz