Jo Nesbø, Człowiek nietoperz,
Pol-Nordica, Otwock 2005, 367 s.
Norweski policjant Harry Hole przybywa do Sydney, aby
wyjaśnić sprawę zabójstwa swej rodaczki, Inger Holter, być może ofiary
seryjnego mordercy. Z miejscowym funkcjonariuszem, Aborygenem Andrew
Kensingtonem, Harry poznaje dzielnicę domów publicznych i podejrzanych lokali,
w których handluje się narkotykami, wędruje ulicami, po których snują się
dewianci seksualni.
Ja rozumiem, że często tak
bywa, że pierwsza część jest najsłabsza, vide: Sophie Hannah i „Twarzyczka”,
Camilla Läckberg i „Księżniczka z lodu”. Podobno tak samo jest i z kryminałami Jo
Nesbø. Ale, jak wielokrotnie podkreślałam, lubię czytać seriami, a treść
„Karaluchów” jakoś mnie nie zachęca do kontynuowania znajomości z pisarzem.
Zatem dalsza twórczość Nesbø będzie musiała poczekać.
Zaczęłam w sumie od końca,
ale ani styl pisania Norwega, ani główny bohater – Harry Hole jakoś nie
przypadli mi do gustu. Strasznie się wszystko ciągnęło przez pierwsze kilkaset
stron, a dręczące policjanta pytanie: chlać czy nie chlać, wydaje się przez
ostatnie lata wyeksploatowane do bólu. Dan Torrance, Malin Fors i inni czynią
to bardziej przekonująco.
I chociaż sama zagadka (i jej
zakończenie) potrafią zaciekawić, to jednak konieczność przedzierania się przez
setki stron sztampy i kliszy skutecznie zniechęca. Wszystko to jakieś takie
papierowe, stereotypowe, spostrzeżenia wyjęte ze szkolnych wypracowań
gimnazjalistów, równie nieporadne charakterystyki nie tylko Hole’a, ale i postaci
drugoplanowych. Dodajmy do tego opowieści o Australii, które miały chyba
przybliżyć tło powieści, a brzmią, jak wyjątki przepisane z przewodnika... Nie,
jakoś mnie to wszystko nie przekonało. Jak już zabraknie do czytania dobrych
kryminałów, to sięgnę po jakieś przygody Harry’ego Hole’a. Może.
Moja ocena: 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz