sobota, 6 kwietnia 2013

Cecelia Ahern „Podarunek”

Cecelia Ahern, Podarunek, Świat Książki, Warszawa 2010, 320 s.
 
Lou, biznesmen, mąż i ojciec dwojga małych dzieci, żyje głównie pracą. Zaniedbuje rodzinę i wciąż ma tyle obowiązków, że najchętniej przebywałby w dwóch miejscach jednocześnie. Na kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem spotyka tajemniczego żebraka, Gabe'a, którego postanawia zatrudnić w swojej firmie. Wkrótce Lou odkrywa, że Gabe posiada umiejętność... bycia w dwóch miejscach jednocześnie! Czy to faktycznie możliwe? Sympatyczna powieść o tym, co w życiu naprawdę najważniejsze.

Zacznijmy od tego, że jest to właściwie powieść sezonowa, najlepiej się ją czyta przed Bożym Narodzeniem – wprowadza w klimat świąt, zwraca uwagę na ludzkie emocje i uczucia, oraz ma iście gwiazdkowy morał (o czym za chwilę).
Cecelia Ahern wplata w swoje książki bajkowe, nierealne światy. Raz ukazuje krainę gdzie mieszkają osoby zaginione, to znów opisuje niewidzialnego przyjaciela. Tym razem trafiło na tajemniczego żebraka o imieniu Gabe, który dzień po dniu wkracza coraz bardziej w życie Lou Sufferna – pracoholika, wiarołomnego męża, miernego ojca, niezbyt dobrego syna i niezbyt miłego brata.
Lou jest wytworem kapitalizmu – zapatrzony w swoją pracę, walczący o awans, ludzi, którzy nie gonią za kasą, uważa za gorszych od siebie. Rodzina? Kiedyś, później. Tymczasem zbliżają się święta, czas magii, spełnionych życzeń i zadumy. Lou otrzymuje od Gabe’a niecodzienny przedświąteczny prezent. Sam zainteresowany nie jest początkowo zachwycony zmianami w swoim życiu, które podarunek powoduje i koniecznością przewartościowania tego, w co wierzy i czego pragnie. Jednak z czasem...
„Podarunek” jest powieścią lekką, ciepłą i przyjemną, wpasowującą się idealnie między świąteczne reklamy Coca-Coli i „To właśnie miłość”. Nie jest przesłodzona, nie ma w niej typowego happy endu, za to Ahern przypomina o czymś istotniejszym niż konieczność szczęśliwego zakończenia. Przypomina o tym, że czasu nie da się cofnąć, czasu nie da się kupić nawet za największe pieniądze, czasu nie da się zmagazynować i wykorzystać później. Jednym słowem, Ahern na nowo przypomina Horacjańskie: „Carpe diem!”
I na koniec, czy tylko mnie Gabe kojarzył się z archaniołem Gabrielem?
Moja ocena: 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz