poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Mariusz Szczygieł „Gottland”

Mariusz Szczygieł, Gottland, Czarne, Wołowiec 2006, 239 s.

Wybór znakomitych reportaży poświęconych Czechom, uwikłanym w czasy, w jakich przyszło im żyć. Czechosłowacja i Czechy - Gottland - to kraj horroru, smutku i groteski. „Gottland” Mariusza Szczygła nie ma nic wspólnego ze stereotypową opowieścią o kraju wesołków, zabijających czas przy piwie.

Zabawa w skojarzenia
Z czym się kojarzy Czechosłowacja? Z Krecikiem, piwem, knedlikami, jarmiłkami, „śmiesznym” językiem. Może jeszcze ze Szwejkiem, Hrabalem i „Szpitalem na peryferiach”. Czasami z Praską Wiosną i Janem Palachem.
To wszystko stereotypy.

Rzeczywistość według Szczygła
Mariusz Szczygieł odrzuca potoczne skojarzenia i opisuje Czechosłowację jako kraj smutku, goryczy, utrąconych ludzi. Kraj, gdzie Franza Kafki się nie czytało, potocznie jednak używano powiedzenia „kafkárna” opisującego specyficzną kafkosko-komunistyczną logikę. Kraj, gdzie przez osiem lat stał największy pomnik Stalina, zaprojektowany przez Otokara Šveca, który popełnił samobójstwo w przeddzień odsłonięcia swego „dzieła”. Zwłoki Šveca znaleziono po kilkudziesięciu dniach; o jego śmierci nikt nie będzie chciał rozmawiać jeszcze w pół wieku później. Kraj, gdzie Tomáš Bata przekształcił rodzinny Zlín w pierwsze miasto funkcjonalistyczne, a na murze filcowni umieścił hasło: NIE CZYTAJCIE ROSYJSKICH POWIEŚCI. Odpowiedź można było znaleźć na murze gumiarni: ROSYJSKIE POWIEŚCI ZABIJAJĄ RADOŚĆ ŻYCIA. Bata kontrolował całe życie swoich pracowników. Był niczym Orwellowski Wielki Brat (Orwell napisał „Rok 1984” w kilkanaście lat później). Kraj, gdzie piosenkarka Marta Kubišova została zepchnięta w niebyt za jedną piosenkę i gdzie Karel Gott doczekał się własnego muzeum, tytułowego „Gottlandu”, dokąd ściągają pielgrzymki wiekowych fanów. Kraj, gdzie w kilkadziesiąt lat po samospaleniu Palacha, doszło do powtórnego aktu desperacji. I tak dalej i dalej. Kraj, jakiego nie znamy.

Język „Gottlandu”
Szczygieł pisze sugestywnie i barwnie. Z reporterską wnikliwością drąży, zadaje niewygodne pytania. Jest przy tym taktowny i cierpliwy. Stara się być obiektywny, lecz przez karty książki przebija się jego sentyment do Heleny Vondráčkovej, do Czechów.

Braki
Zdjęcia w książce są nieopisane, w sumie nic nie mówią, chociaż są ciekawe. Do którego tematu? Co mają zilustrować? To wie chyba tylko Szczygieł. No i okładka przypominająca kadr z czeskiego filmu: nikt nic nie wie. W wydaniu drugim enigmę zastąpiło zdjęcie pomnika Stalina i jest o wiele lepiej.

Summa summarum – „Gottland” podobał mi się bardzo. Szczygieł rozprawił się ze stereotypami, ukazał gorzko-smutną stronę historii naszych południowych sąsiadów, zdarł z nich zasłonę śmiesznego języka i beztroski, jaką znamy z filmów i seriali. Ukazał ludzi z krwi i kości, często nadal niewierzących w zmiany, pełnych strachu przed tym co było, uwikłanych w przeszłość już na zawsze.
Moja ocena: 5.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz