Carola Dunn, Ślepy tor fortuny, Edipresse, Warszawa 2013,
281 s.

Również kupiona za złotówkę, tom czwarty serii.
Początek jest obiecujący, przede wszystkim dlatego że
wszystko dzieje się w zamkniętym kręgu podejrzanych, w pociągu zmierzającym do
Edynburga, sławnym Latającym Szkocie. Pazerna rodzina, wzajemne animozje,
oskarżenia i przekonanie, że pieniądze należą się właśnie tej a nie innej
części rodziny to próba skondensowanego acz chwilami nazbyt powierzchownego
przedstawienia wszystkich zainteresowanych.
Istotną rolę odgrywa w „Ślepym torze fortuny” córka
inspektora Fletchera, która poznaje głównego spadkobiercę fortuny, a potem
znajduje go martwego. Belinda jest jednocześnie słabym ogniwem kryminału,
bowiem gdyby nie jej wahanie i strach, cała akcja trwałaby o wiele krócej. Tym
razem Carola Dunn bawi się w skojarzenia i być może jest to wina „nieprzekładalności”
pewnych wyrazów, a może chwilami wnioskowanie jest dość naciągane, ale
rozumowanie panny Daisy Darlymple nie przekonuje i trąci z góry ustalonym
schematem.
Pośrednim pretendentem do fortuny McGowanów jest młody hinduski
lekarz i Carola Dunn wije się i tak dobiera słowa, aby nie popadając w rasizm, odnotować
jednocześnie postrzeganie mieszkańców kolonii przez Brytyjczyków. Wychodzi z
tego poprawna politycznie papka nijak nie odzwierciedlająca historycznej
rzeczywistości.
Odrzucając jednak kryteria wiarygodności i skupiając się na
rozrywce, można przeczytać „Ślepy tor fortuny”, samemu zabawić się w
skojarzenia i wytypować mordercę zanim jego osobę ujawni autorka.
Moja ocena: 3.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz