wtorek, 22 lipca 2014

Wilkie Collins „Kobieta w bieli”

Wilkie Collins, Kobieta w bieli, Czytelnik, Warszawa 1988, 640 s.

„Kobieta w bieli” powieść epistolarna napisana przez Wilkie Collinsa w 1859 roku, wydana w odcinkach w latach 1859–1860 i po raz pierwszy opublikowana w formie książki w 1860 roku. Uważana jest za jedną z pierwszych powieści kryminalnych i powszechnie traktowana jako jedna z pierwszych (i najpiękniejszych) z gatunku powieści sensacyjnej.
Historia tam opisana uważana jest za wczesny przykład fikcji detektywistycznej z bohaterem, Walterem Hartrightem, stosującym wiele technik śledczych późniejszych prywatnych detektywów. Użycie wielowątkowych relacji wynika z prawniczego wykształcenia Collinsa, i jak sam wskazuje w swoim Wstępie: „historia tu przedstawiona będzie opowiedziana przez więcej niż jedno pióro, jak historia przestępstwa przeciw prawu jest opowiedziana w Sądzie przez więcej niż jednego świadka”.

Chociaż to ojciec powieści detektywistycznej, Wilkie Collins wydaje się obecnie autorem raczej zapomnianym. Szkoda, bo najbardziej znana jego powieść „Kobieta w bieli” to przykład dobrej literatury klasycznej z elementami romansu i sensacji.
Młody nauczyciel rysunku, Walter Hartright, zostaje zatrudniony w Limmeridge House, aby kształcić w sztuce malarskiej młodą Laurę Fairlie. W noc przed wyjazdem do majątku pomaga tajemniczej kobiecie w bieli. Zagadkę jej tożsamości stara się wyjaśnić wraz z przyrodnią siostrą Laury – Marianną Halcombe, dziewczyną o silnej osobowości, wielkiej odwadze i nieładnej twarzy. Walter oczywiście zakochuje się nieszczęśliwie w pięknej Laurze.
Hartright jest niepoprawnym romantykiem. Wraz z rozkwitającą miłością, styl jego opowieści coraz bardziej zaczyna przypominać wzdychania i rozpacz młodego Wertera. Przeładowane zdania, egzaltacja i poczucie beznadziejności sytuacji sprawiają, że dość trudno odnaleźć w pierwszych kilkudziesięciu stronach coś więcej ponad romantyczną miłość. Nawet dochodzenie, kim była tajemnicza kobieta w bieli, odbywa się jakby przy okazji, pomiędzy westchnieniami Hartrighta do panny, która jest zaręczona z innym. Mężczyzna decyduje się skrócić pobyt w Limmeridge House, a nie mogąc zapomnieć o subtelnej, wiotkiej i pełnej cnót wszelakich Laurze, decyduje się na niebezpieczną wyprawę.
Tymczasem Laura, pomna obietnicy złożonej ojcu na łożu śmierci, postanawia dotrzymać słowa i wyjść za sir Glyde’a, pomimo pewnych znaków ostrzegawczych sugerujących, że arystokrata nie jest człowiekiem tak nieskazitelnym za jakiego się podaje. Tak kończy się pierwsza, bardziej romansowa część powieści.
Ponownie spotykamy Laurę i Mariannę w pół roku później. Na scenę wraz z mężem Laury wkracza niezwykła, hipnotyzująca postać: hrabia Fosco (jego żoną jest ciotka Laury), którego obie młode damy szczerze nie cierpią. Towarzystwo mieszka w Blackwater Park, posiadłości Glyde’a, gdzie pozorna sielanka nowożeńców pęka niczym bańka mydlana. Opowieść staje się coraz mniej romantyczna, a coraz więcej w niej ludzkich słabości, podłości, nielojalności i podstępu. Laurę coraz sprawniej osacza mąż i jego przyjaciel i chociaż Marianna wykazuje wiele hartu ducha, zaledwie półroczne małżeństwo kończy się katastrofą.
Wówczas na karty powieści powraca Hartright, zmieniony przeżyciami w Nowym Świecie, już nie werterowski romantyk, ale człowiek pragnący poznać prawdę i tajemnice narosłe wokół męża ukochanej kobiety. Nie mogąc wejść na drogę prawną, sam zaczyna tropić przeszłość Glyde’a. Jak sugeruje jego nazwisko, Walter jest człowiekiem o prawym sercu i nie ma zamiaru się poddać. Potrafi ignorować gburowaty egoizm wuja Laury, jego zapatrzenie w siebie i swoje tak zwane zbiory, potrafi zjednać sobie ludzi, aby mu pomogli, potrafi też wykazać dość sprytu, aby umknąć śledzącym go zbójom. Śledzi, dedukuje, wypytuje i składa w całość łamigłówkę, z jaką mu się przyszło zmierzyć.
Niewątpliwie jedną z najlepiej zarysowanych postaci jest Marianna Halcombe. Ta dziewczyna nie boi się ryzykować w imię przyjaźni i ponad wszystko pragnie ochraniać delikatną Laurę. Chociaż jest tylko ubogą krewną, tak często spotykaną w wiktoriańskiej Anglii, ma w sobie dumę i upór, których mogłyby jej pozazdrościć prawowite dziedziczki tytułu. Więcej w niej życia i emocji niż w przyrodniej siostrze, niestety urody, co mankamentem w dobie klasycyzmu było nie do naprawienia.
Hrabia Fosco, mający nazwisko równie czarne, jak jego przeszłość i dusza to spiritus movens wszelkich działań, postać równie inteligentna, jak zła. Niewyobrażalnie gruby, amator słodkości lubujący się w tresowaniu białych myszek skrywa tajemnice o wiele bardziej krwawe niż sir Glyde, niestety dowiadujemy się o nich stanowczo zbyt mało. Szmat czasu spędzony poza rodzinną Italią i uwielbienie, którym obdarzyła Foscę kobieta niegdyś pusta i egoistyczna sugerują, że mężczyzna ten wiódł życie tak barwne, jak nieuczciwe i że pojęcie honoru pojmował w sobie tylko znany sposób.
W ogóle jeśli chodzi o sekrety, są one skrojone na miarę epoki, w której powieść powstała i ludziom współczesnym wydają się niewspółmierne do wysiłku wkładanego przez zainteresowanych w to, aby na zawsze pozostały sekretami. Szkoda też, że główna bohaterka nie zabrała głosu i nie zdała żadnej relacji. Laura Fairlie pozostaje śliczną, uduchowioną istotą, niemalże marzeniem sennym, która wydaje się tłem dla innych postaci. Jej prawy charakter i złote serce to wszystko, co ma do zaoferowania. Stanowczo zbyt mało poświęca uwagi autor również kobiecie w bieli, która pojawia się zaledwie kilkakrotnie, a jej słowa każą powątpiewać w jej zdrowie psychiczne.
Niewątpliwie jednak czyta się „Kobietę w bieli” z przyjemnością. Postaci wykreowane przez Collinsa są nietuzinkowe i zgrabnie zarysowane. Odnosi się to zarówno do bohaterów pierwszo-, jak i drugo- czy trzecioplanowych. Każdy ma coś do powiedzenia, nie jest chodzącym schematem (może poza dwiema pannami, gdzie Laura miała przypominać anioła, a kobieta w bieli – raczej zjawę niż osobę rzeczywistą). Każdy przybliża epokę królowej Wiktorii, mentalność tamtych czasów, styl życia i zachowania. Jest „Kobieta w bieli” przede wszystkim książką napisaną ku rozrywce i jako taka, godna jest polecenia.
Moja ocena: 4.5

1 komentarz:

  1. Czytałam tą książkę i mam podobne odczucia do twoich. Z powieści Collinsa bardziej podobał mi się jednak "Kamień Księżycowy":-)

    OdpowiedzUsuń