Linwood Barclay, Bez śladu, Świat Książki, Warszawa 2009,
432 s.

Można się bać. Obudzić się na kacu, to rzecz przykra. Ale
obudzić się na kacu i zdać sobie sprawę, że zniknęła cała rodzina, to koszmar.
Pomimo wysiłków policji i samej bohaterki, przez kolejnych dwadzieścia pięć lat
zagadka pozostaje nierozwiązana. Cynthia wciąż wierzy, że dowie się, co stało
się tamtej nocy z jej rodziną, że odnajdzie brata, matkę lub ojca. A po
ćwierćwieczu niepewności dzwoni telefon i nieznany mężczyzna przekazuje Cynthii
wiadomość, że „rodzina jej wybacza”.
Barclay dozuje napięcie, podsuwa domysły i mylne ślady. Akcja
toczy się wartko, oprócz próby rozwiązania tajemnicy sprzed lat, autor nie
zapomina i o teraźniejszości ukazując histeryczną wręcz wiarę bohaterki, że jej
rodzina żyje i równie histeryczny strach o bezpieczeństwo męża i córki. Autor
bazuje na emocjach, zabiera czytelnika w świat powikłanych układów, chorych umysłów
i patologicznej uległości. W pewnym momencie można zacząć się domyślać, jak to
wszystko się skończy, ale Barclay do końca stara się trzymać wszystkich w
napięciu.
„Bez śladu” czyta się dobrze i to jest chyba najważniejsze.
Książka napisana jest zgrabnie, język i styl są zwięzłe. Mnie się podobało.
Moja ocena: 4.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz