czwartek, 18 listopada 2010

Harlan Coben „Bez śladu”, „Najczarniejszy strach”

Nowy autor, nowa seria. M. (na moją prośbę) przyniósł mi kilka książek Harlana Cobena. Do tej pory przeczytałam dwie, w obu bohaterem jest Myron Bolitar: ucieleśnienie amerykańskiego bohatera: były sportowiec, były pracownik FBI, obecnie agent sportowy i prywatny detektyw z doskoku, człowiek prawy, skromny i szlachetny aż do bólu zębów.
„Bez śladu” – Bolitar ma wyjaśnić sprawę zaginięcia koszykarza Grega Downinga, swego dawnego rywala z boiska. Cała opowieść dość mocno oscyluje wokół wątków dotyczących przeszłości Bolitara, drobnych grzeszków jakie on popełnił i jakie na nim popełniono.
Konstrukcja powieści jest prawidłowa, ciekawa i wciągająca. Rozczarowuje niestety rozwiązanie zagadki. Po tygodniu od przeczytania treść książki ulatnia się niczym gaz z otwartej butelki. Nic nie pamiętam i jakoś tego nie żałuję.
Moja ocena: 3.5

* * *

„Najczarniejszy strach” – powiązany jest z poprzednią książką nie tylko postacią głównego bohatera. Jeden z „grzeszków” Bolitara znowu się odzywa i nasz bohater dowiaduje się, że jest ojcem. Dziecko choruje na białaczkę i bez przeszczepu umrze. Potencjalny dawca niestety ginie w niebycie i należy go odnaleźć.
Intryga się gmatwa, pojawiają się coraz to nowe postacie, mamy nawet gdzieś w tle seryjnego porywacza-zabójcę. Opowieść jest wciągająca, chwilami aż zmusza do refleksji - dylemat moralny: czy zabójcę usprawiedliwia choroba psychiczna?, czy chory psychicznie bliski krewny powinien zostać bezkarny, skoro nie działa „świadomie”? i czy nadrzędne dobro w ogóle istnieje?
Porywacz Siej Ziarno może wzbudzić strach i obrzydzenie. Coben gra na emocjach czytelników, na ich strachu i obawie o najbliższych. I to jest mocne. Sama zaś książka jest zdecydowanie lepsza niż „Bez śladu”.
Gorzej jednak z polską edycją. Wydawnictwo Albatros chociaż wydaje bardzo popularne tytuły, do tej pory nie ma ani swojej strony internetowej, maila mają na serwisie ogólnym, korektora zaś nie zatrudniają. A potem w książce pojawiają się „kfiatki”:
„Wielka Cyndi pracowała wieczorami jako barmanka w barze sado-maso Skura i Chóć, pod wezwaniem: „Rań tych, których kochasz”. (s. 36, Warszawa 2004). Rzecz w tym, że w oryginale jest „Leather n’ Lust” – czyli bez wymyślnie głupich błędów. A może tłumacz miał zaćmienie?
„Harper Lee i Margaret Mitchell też napisali po jednej.” (s. 102). Czy faceci w końcu się nauczą, że Harper Lee była KOBIETĄ???
Moja ocena: 3.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz