wtorek, 5 listopada 2013

Emma Donoghue „Pokój”

Emma Donoghue, Pokój, Sonia Draga, Katowice 2011, 407 s.

Dla pięcioletniego Jacka Pokój jest całym światem. To tu się urodził, to tu bawi się i uczy ze swoją mamą. Na noc mama układa go do snu bezpiecznie w szafie na wypadek, gdyby przyszedł Stary Nick.
Dla Jacka Pokój jest domem, dla jego Mamy więzieniem, w którym została zamknięta przed siedmioma laty. Dzięki ogromnej determinacji, pomysłowości i bezgranicznej matczynej miłości udało jej się stworzyć dla synka namiastkę normalności. Niestety ciekawość chłopca rośnie z wiekiem i Mama zdaje sobie sprawę, że Pokój nie wystarczy mu na długo…

Wczoraj wyszłam na spacer z psem. Na policzkach czułam smagania wiatru, pod stopami uginała się trawa, chrzęściły zeschłe liście. To był normalny spacer, jeden z dziesiątków na jakie wychodzę ze swoją psicą. Są czymś równie naturalnym, jak wyjście do sklepu czy na plac zabaw z córkami.
A jeśli naturalne są niewola i patologia? Jak to jest, żyć w zamknięciu, całkowicie poza światem na zewnątrz? Nie znać świata, który my znamy i przyjmujemy jako nam należny? Odpowiedzi kryją się w „Pokoju”. Co istotne, narracja inna niż z punktu widzenia dziecka zrodzonego w niewoli, tchnęłaby trywialnością, banalnym rozpamiętywaniem: byłam wolna, nie ograniczały mnie cztery ściany, okno w dachu i drzwi na szyfrowy zamek. Byłam, miałam, istniałam – wieczne odniesienia do znanego świata.
Tymczasem światem Jacka są właśnie owe cztery ściany wyciszone korkiem, okno w dachu (z buzią Pana Boga) i drzwi zamykane na szyfrowy zamek (robiące „pik, pik” gdy zbliża się złoczyńca). To jest normalność dziecka i właśnie to przeraża najbardziej. Telewizyjne planety, równie odległe od rzeczywistości, jak niebo, trawa i krzaki za ścianą. Piłka ze zgniecionych kartek upchanych do torby po zakupach. Jajowąż. Labirynt z rolek po papierze toaletowym. Wszystko jest zaledwie namiastką prawdziwego życia. Prawie wszystko. Bo jest jeszcze czułość, mądrość i miłość matki, która w nienaturalnych warunkach stara się zapewnić dziecku jak najlepsze dorastanie.
„Pokój” czyta się chwilami ciężko, trzeba zwracać uwagę na poprzekręcane słowa, jak to u pięciolatka: wydmuchawiec, odczekować, zawymiotować, odkłamywać. Ale szybko można się do tego przyzwyczaić. Opowieść Jacka jest dokładna, chwilami aż nadto dojrzała, chwilami słodko naiwna. Nie zmienia to jednak faktu, że życie w Pokoju przypomina przeciekanie czasu. Powtarzalność i jednakowy rytm każdego dnia burzone są rzadko i to przez dorosłych. Gniew, niemoc, załamanie wprowadzają zgrzyt w znajomą codzienność.
Chyba najsłabszym punktem książki Donoghue jest kwestia ucieczki, tak pomysły Matki, jak i reakcja Starego Nicka. Zbyt dużo pozostawiono szczęściu i przypadkowi. Po zastanowieniu, nie dziwi już desperacja kobiety. Nigdy nie ma dobrego momentu aby wcielić plan w życie i jednocześnie – zawsze jest to najlepszy moment. Trzeba działać, aby nie dopuścić do najgorszego.
I tak na koniec, pisałam o Małgorzacie Wardzie i jej inspiracją losami Nataschy Kampusch. W „Pokoju” pobrzmiewają dalekie echa innej austriackiej tragedii – Josefa Fritzla i jego chorych zachowań. I chociaż punktem wyjścia jest zamknięcie, seksualne zniewolenie i przemoc, to Donoghue stworzyła zupełnie nową opowieść, gdzie psychopata gra rolę zaledwie statysty. Brawo!
Polecam.
Moja ocena: 5.5

2 komentarze:

  1. Swego czasu o książce było dość głośno na blogach. Byłem nią mocno zainteresowany, potem, gdy emocje opadły, odrobinę mniej, ale cały czas chętnie przeczytam. Opinia zachęcająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nawet nie wiedziałam, że taki rwetes był odnośnie "Pokoju". Nawet nie chciałam jej czytać. Dopiero opinie na "lubimyczytać" sprawiły, że postanowiłam przekonać się skąd takie zachwyty.

      Usuń