czwartek, 12 czerwca 2014

Jacek Hugo-Bader „Biała gorączka”

Jacek Hugo-Bader, Biała gorączka, Czarne, Wołowiec 2011, 393 s.

"Biała gorączka (obłęd opilczy) jest efektem długiego ciągu alkoholowego, nazywanego po rosyjsku zapojem. Jej objawy to bezprzedmiotowy strach, halucynacje i agresja. Postsowiecki świat opisany przez Hugo-Badera to rzeczywistość w delirium tremens... W takie obszary turyści się nie zapuszczają, nie rekomendują ich też biura podróży. To przestrzeń włóczęgów wszech maści. Świetna proza!" Mariusz Wilk

Gdzieś na trzecim roku studiów zaczęło się rodzić w mojej głowie marzenie, coby pojechać do Rosji, zobaczyć moskiewskie stacje metra, petersburską kolebkę rewolucji październikowej, a przede wszystkim – przejechać się koleją transsyberyjską i zobaczyć Bajkał. Wyprawa ta była w sferze marzeń przez długie lata, a po lekturze „Białej gorączki” Jacka Hugo-Badera zrozumiałam, że tak już zostanie, że nie chcę nigdzie jechać, nic zwiedzać, niczego poznawać. Nie chcę patrzeć na symboliczne nagrobki zmarłych w wypadkach Rosjan. Że jeżdżą strasznie, pamiętam z autopsji, bo na Podlasiu dużo kiedyś bywało samochodów zza wschodniej granicy, a kierowcy jeździli jak po kursie kamikadze. Nie chcę jechać do Moskwy i patrzeć na dziesiątki bezdomnych dzieci i dziesięć razy tyle bezpańskich psów, nie chcę przekonywać się jak na Dworcu Jarosławskim wegetują bomżychy. I na Syberię też już mnie nie ciągnie, ani nad Bajkał, ani nigdzie.
Reportaże Hugo-Badera z jego wypraw do Rosji to zupełnie inna twarz imperium niż ta, jaką ukazywał Kapuściński. To tygiel narodów mających przeważnie jedno zajęcie: picie, najczęściej samogonu doprawianego tabletkami na uspokojenie. Ewenkowie, Buriaci, Czukcze fatalnie znoszą alkohol, a bieda nie pomaga. To tygiel narodów spragnionych mistycznych doznań i odkupienia. Stąd również mnogość mesjaszy i ślepej wiary w samozwańcze reinkarnacje Chrystusa. Już Dostojewski pisał o rosyjskiej melancholii i mistycyzmie. Po ponad stu latach Rosjanie nadal lgną do religii, a narody niesłowiańskie nadal mają swoich szamanów i szamanki. Jest to również kraj, gdzie żyją miliony ćpunów, zakażonych wirusem HIV, gdzie seks i gwałt to tematy tabu, a kobieta stała się koniem pociągowym, który ma nie tylko harować poza domem przez cały dzień, ale w domu też nie ma od kogo oczekiwać pomocy. Znamy to, bo ten komunistyczny punkt widzenia roli kobiety odziedziczyły wszystkie kraje będące w zasięgu władzy Stalina.
Nie ogranicza się Hugo-Bader do samej Matuszki Rosji. Rozmawia z wdowami po górnikach na Ukrainie, poznaje biedę w Mołdawii słynącej z przebogatych ziem i winnic. Ukazuje cały chaos postkomunistycznego państwa, gdzie garstka oligarchów żyje w niebiańskim bogactwie, a większość żyje poniżej poziomu ubóstwa. Hugo-Bader zabiera nas pomiędzy byłych hipisów, bezdomnych, naukowców, byłych więźniów siedzących za nic. Nie są to reportaże, które zrobiłyby furorę w „Elle” czy „Cosmopolitanie”, nie ma portretów ludzi sukcesu. A jednak oderwać się od pisania Hugo-Badera nie sposób. Przeżywa się wraz z nim i wypadki podczas samotnej jazdy, i rozmowy z podwożonymi, i chwile grozy nad świętym morzem Syberii. Poznaje ludzi. I cieszy się człowiek, że nie musi być tam, na mrozie i w niepewności czy go nie napadną, nie uszkodzą, że siedzi bezpiecznie w domu i może przeczytać relację człowieka, który przeżył to w imię Wielkiej Przygody i w imię takich leniuchów, strachajłów jak ja na przykład.
Świetne teksty, genialne oko i ucho. Ja chcę więcej Hugo-Badera. I niebawem zabieram się za jego „Dzienniki kołymskie”, które chciałam sobie odłożyć co prawda na jesień, ale się okazało, że w tym miesiącu to pozycja Dyskusyjnego Klubu Książki (taka i ironia mojego losu, gdybym sobie książki nie kupiła, to pewnie i w DKK by jej nie było, ani do biblioteki by rychło nie wróciła). Moje tegoroczne odkrycie. Moja radość. Polecam!
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz