Joanna Bator, Ciemno, prawie noc, W.A.B., Warszawa 2012, 527
s.
Reporterka Alicja Tabor wraca do Wałbrzycha, miasta swojego
dzieciństwa. Osiada w pustym poniemieckim domu, z którego przed laty wyruszyła
w świat. Dowiaduje się, że od kilku miesięcy w Wałbrzychu znikają dzieci, a
mieszkańcy zachowują się dziwnie. Rośnie niezadowolenie, częstsze są akty
przemocy wobec zwierząt, w końcu pojawia się prorok, Jan Kołek, do którego w
biedaszybie przemówiła wałbrzyska Matka Boska Bolesna. Po jego śmierci grupa
zbuntowanych obywateli gromadzi się wokół samozwańczego „syna", Jerzego
Łabędzia. Alicja ma zrobić reportaż o zaginionej trójce dzieci, ale jej powrót
do Wałbrzycha jest także powrotem do dramatów własnej rodziny: śmierci
rodziców, samobójstwa pięknej starszej siostry, zafascynowanej wałbrzyską
legendą księżnej Daisy i zamku Książ. Wyjaśnianiu tajemnicy Andżeliki, Patryka
i Kalinki towarzyszy więc odkrywanie tajemnic z przeszłości Alicji. W swojej najnowszej
książce Joanna Bator nawiązuje do konwencji powieści gotyckiej. Nie po to
jednak, by bawić czytelnika: w tym, co niesamowite, często ukryta jest prawda o
nas, której na co dzień nie chcemy pamiętać.
O książce Joanny Bator usłyszałam w telewizji kilka miesięcy
temu. Kolejnych kilka tygodni czekała na swą kolej na półce. Kiedy już po nią
sięgnęłam, przeczytałam w trzy wieczory, a lekturze towarzyszył cały
kalejdoskop uczuć i emocji, od rezerwy i niechęci nawet począwszy, a na
usatysfakcjonowaniu i definitywnym zachwycie skończywszy.
Bohaterka „Ciemno, prawie noc” to samotna z wyboru
reporterka Alicja Tabor, która po latach nieobecności wraca do rodzinnego
Wałbrzycha bynajmniej nie gnana nagłą tęsknotą, ale w związku ze swoją pracą. W
mieście zaginęła trójka dzieci i Alicja ma o tym napisać reportaż. Kobietę
wypełnia trauma i pustka, niezbyt udane dzieciństwo pozostawiło w niej bliznę
nieufności do bliższych związków i do odkrywania siebie i swoich uczuć przed
innymi. Czuje się pewnie tylko wówczas, gdy to ona zadaje pytania, gdy ona
słucha.
Moja praca polega na
zbieraniu opowieści i wypuszczaniu ich między ludzi. Każdą cudzą opowieść
wyprawiam w drogę, by sobie radziła sama. Na tym kończy się moja rola.1
|
Żyje życiem innych i stara się wciąż trzymać na uboczu, by
nie zaznać odrzucenia czy straty. A jednak wie, że kiedyś będzie musiała stanąć
twarzą w twarz ze swoją przeszłością. Wraca do pustego, nieprzyjaznego domu, w
którym spędziła dzieciństwo.
Pomyślałam, że być może
myliłam się, sądząc, iż jestem na tyle silna, że nie porani mnie ten dom
pełen śmierci i duchów.2
|
Alicja musi zanurzyć się w wir dziwacznych wydarzeń, dzięki
którym lepiej zrozumie siebie i to, co się przytrafiło jej rodzinie. Pozornie
nie ma w tym wielkiej tragedii, ot śmierć zabrała najpierw matkę, potem jej
siostrę, wreszcie – ojca. Nie ona jedna żyje bez oparcia w rodzinie. Ale matki
właściwie nie znała, nie pamięta jej, siostra Ewa była jej opiekunką,
przewodnikiem i istotą najbardziej ukochaną, ojciec zaś od kiedy Alicja
pamiętała – szukał zaginionego skarbu księżnej Daisy mieszkającej przed wojną
na Zamku Książ.
Rytmem i narracją przypomina „Ciemno, prawie noc” opowieść
Jane Eyre o swoim życiu pióra Charlotte Brontë i chociaż Alicja Tabor posługuje się komórką i komputerem, korzysta
z internetu, a w jej życiu nie było nigdy żadnego pana Rochestera, to wydaje
się kobietą niemalże z innej epoki, odczuwającą więcej, otwartą na ludzi i na
otoczenie, nie tylko to z krwi i kości, ale i to z ektoplazmy i empatii.
Zaginione dzieci i
nawiedzony przez Matkę Boską Bolesną Jan Kołek to zaledwie początek. Strona za
stroną Joanna Bator roztacza przed czytelnikami świat, który naprzemiennie
odpycha i przyciąga. Patologia, emigracja, transseksualizm, teorie spiskowe,
język nienawiści, miłość, sekrety, oszustwo, wizyty zza światów i tajemnicze
kotojady, nawiedzone kociary, porwania, seks, choroby psychiczne, przemoc,
katolicyzm w najgorszym wydaniu i plaga karaluchów – jak łatwo można się
potknąć na takiej ilości wątków i łączeniu konwencji kryminału, powieści grozy
i prozy obyczajowej. Łatwo jest o przesyt. Bator się udało połączyć ilość z
jakością, utkać zajmującą opowieść o przeszłej i teraźniejszej Polsce, o
prowincjonalnym, kiedyś górniczym, obecnie zapomnianym przez historię i
polityków mieście, o ludziach borykających się z bezrobociem, chorobą i
nietolerancją.
„Ciemno, prawie noc”
to nie książka łatwa i przyjemna. Dużo w niej goryczy, drastycznych faktów i
brutalnych scen w imię źle pojętej wiary czy to w Boga, czy idee. Ale nie jest
to powieść skupiona na epatowaniu złem. Postaci stworzone przez Bator dzielą
się na te, które można polubić od razu, nijakie i takie, których polubić nie
sposób. Są w powieści ludzie pełni obaw, zrezygnowani, leniwi, ale są też i osoby
wzbudzające sympatię, naznaczeni przez los czy swą inność.
Raz na jakiś czas zdarza się książka, która potrafi mnie
poruszyć. Oprócz zwykłej ciekawości „co będzie dalej?”, pobudza do płaczu,
śmiechu, zadumy. Czytając „Ciemno, prawie noc” chwilami czułam w sobie
narastający gniew, to znowu rósł mi w gardle smutek. Umiejętność pisarki, bo za
takową bezsprzecznie uznać Bator należy, do wzbudzania emocji i wywoływania w
czytelniku interakcji, jest niesamowita. To nie jest żadne tam komputeropisanie
ocierające się o grafomaństwo lecz proza emanująca siłą, grozą i talentem.
Zachwycona i oszołomiona, polecam „Ciemność, prawie noc”.
Moja ocena: 6
1 J. Bator, Ciemno, prawie noc, W.A.B., Warszawa
2012, s. 75.
2 Ibidem, s. 25.