Stanisław Mackiewicz – wielbiciel Piłsudskiego, admirator Dostojewskiego, konserwatywny liberał, zwolennik opcji proniemieckiej, prawie nacjonalista, monarchista, „żubr kresowy”, a przede wszystkim – barwnie piszący publicysta.
Nie obchodzą mnie zbytnio poglądy Cata, istotne jest to, że miał giętkie pióro. Jego „Historję Polski...” czyta się bajecznie szybko. Mackiewicz nie ogranicza się do podawania suchych faktów, nie skupia się wyłącznie na programach politycznych, polityce rządów i tym podobnych dyrdymałach jakich pełno w podręcznikach historii. Mackiewicz ukazuje ludzi przez pryzmat historii i to jest właśnie ciekawe. Rąbie prosto z mostu prawdę, która niby oczywista, umykała jakoś większości polityków odrodzonej Rzeczypospolitej. Bez ogródek, żywiołowo obnosi się ze swoją niechęcią do Becka, Śmigłego-Rydza czy marionetkowego prezydenta Mościckiego. Przytacza anegdoty i mało znane fakty tak z okresu wojny bolszewickiej, jak i ostatniego rządu sanacyjnego.
Urok, może dla niektórych utrudnienie, stanowi zachowana pisownia z okresu dwudziestolecia. Jednakże ta szczególna ortografia i gramatyka były również częścią tamtych czasów. Nie nazwałabym „Historji Polski...” podręcznikiem i jedyną objawioną prawdą. Ale warto poznać zdanie człowieka, który żył w tamtym czasie, miał styczność z osobami, o których pisał i co najważniejsze – pisał ciekawie. Poniżej kilka cytatów, najbardziej polecam ten, gdzie Mackiewicz pisze o „cudzie nad Wisłą”, który cudem nie był i kilka wspomnień odnośnie Berezy, gdzie mowa jest o jednej z mniej kryształowych postaci II RP – Kostku-Biernackim.
Moja ocena: 5.5
Moja ocena: 5.5
* * *
Mackiewicz (Cat) Stanisław; Historja Polski od 11 listopada 1918r. do 17 września 1939r.
Rozczłonkowanie Rosji. Trzeba się nauczyć, trzeba wbić sobie w głowę prawo polityczne, które brzmi: potęga państwa jest pojęciem stosunkowem, potęgę państwa mierzy się siłą, czy też słabością, sąsiadów tego państwa. Państwo potężne, to państwo, które ma słabych sąsiadów; państwo słabe, to te, które ma sąsiadów potężnych.
Rozczłonkowanie Rosji. Trzeba się nauczyć, trzeba wbić sobie w głowę prawo polityczne, które brzmi: potęga państwa jest pojęciem stosunkowem, potęgę państwa mierzy się siłą, czy też słabością, sąsiadów tego państwa. Państwo potężne, to państwo, które ma słabych sąsiadów; państwo słabe, to te, które ma sąsiadów potężnych.
Mackiewicz (Cat) Stanisław; Historja Polski od 11 listopada 1918r. do 17 września 1939r.
Piłsudski przedewszystkiem bał się powrotu cesarskiej Rosji, obawiając się, że odrazu sięgnie aż po Kalisz. Istotnie, gen. Denikin, z którym Piłsudski nawiązał łączność, z trudnością bąkał o niepodległości Polski, a już słyszeć nie chciał, aby do Polski miało należeć coś więcej poza Królestwem. Był taki incydent w czasie wojny polsko-bolszewickiej, że bolszewicy naciskani przez białe armje, wysłali do Piłsudskiego wysłannika, prosząc go tajnie o wstrzymanie ofensywnych działań wojennych, przekładając mu, że jeśli w danej chwili będzie ich bił, to białe armje zwyciężą i Rosja narodowa powróci.
Piłsudski prośbie bolszewików zadośćuczynił i do zwycięstwa białych nie dopuścił.
Piłsudski przedewszystkiem bał się powrotu cesarskiej Rosji, obawiając się, że odrazu sięgnie aż po Kalisz. Istotnie, gen. Denikin, z którym Piłsudski nawiązał łączność, z trudnością bąkał o niepodległości Polski, a już słyszeć nie chciał, aby do Polski miało należeć coś więcej poza Królestwem. Był taki incydent w czasie wojny polsko-bolszewickiej, że bolszewicy naciskani przez białe armje, wysłali do Piłsudskiego wysłannika, prosząc go tajnie o wstrzymanie ofensywnych działań wojennych, przekładając mu, że jeśli w danej chwili będzie ich bił, to białe armje zwyciężą i Rosja narodowa powróci.
Piłsudski prośbie bolszewików zadośćuczynił i do zwycięstwa białych nie dopuścił.
Czy należy go za to potępić czy też chwalić? Odpowiedź zależy od poglądu, kto byłby dla Polski niebezpieczniejszym sąsiadem: carat, lub inna forma narodowej Rosji, czy bolszewizm? Piłsudski, były więzień syberyjski, uważał, że jednak carat. Toteż pozytywne załatwienie tej misji bolszewików uważać można za jedyny komplement, który Piłsudski w calem swojem życiu pod adresem caratu wypowiedział.
Mackiewicz (Cat) Stanisław; Historja Polski od 11 listopada 1918r. do 17 września 1939r.
Wojna Polski kończy się ową XVIII decydującą bitwą w dziejach świata, wielkiem polskiem zwycięstwem, które gotowe jest wzmocnić stanowisko polityczne Piłsudskiego.
Wtedy prof. Stroński rzuca hasło: cud nad Wisłą. Hasło, mimo że w Polsce się przyjęło, .dla nas nader upokarzające. Dlaczegożby to Polacy tylko cudem zwyciężyć mogli? Analogji pomiędzy bitwą nad Wieprzem i Wisłą a „cudem nad Marną" niema żadnej, bo nad Marną istotnie powinni byli wygrać Niemcy i tylko nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności tak wielkie popełnili błędy, że bitwę, a z nią razem i całą wojnę, przegrali. Nazwa cudu była uzasadniona. My mieliśmy naprzeciw siebie tylko 177 000 bagnetów i szabel, wojska wycieńczonego, zmęczonego, posuwającego się po wrogim kraju. Nie umniejsza to nic ani wodzom ani żołnierzowi, jeśli powiemy, że w sierpniu 1920 r. powinniśmy byli zwyciężyć. Żadnego cudu w tem nie było.
Rzucenie takiego hasła jak „cud nad Wisłą" było majstersztykiem dziennikarstwa. Można się na tem uczyć wielkich dziennikarskich uderzeń, podsunięcia, zasugestjonowania narodowi pojęcia, przekonania, w które ten naród uwierzy; ta sugestja miała cel określony, całkiem inny i niezależny od bogobojno-podniosłego nastroju, który wyrazy „cud nad Wisłą" otacza. Rzucenie hasła „cudu nad Wisłą", w intencji zeskamotowania Piłsudskiemu politycznych owoców jego zwycięstwa, może nas pouczyć, w jak decydujący sposób prawdziwie utalentowany dziennikarz wpłynąć potrafi na bieg wypadków i postawę opinji publicznej.
Hasło „cudu" było pierwszą i najbardziej kurtuazyjną próbą odebrania Piłsudskiemu glorji zwycięstwa.
Wojna Polski kończy się ową XVIII decydującą bitwą w dziejach świata, wielkiem polskiem zwycięstwem, które gotowe jest wzmocnić stanowisko polityczne Piłsudskiego.
Wtedy prof. Stroński rzuca hasło: cud nad Wisłą. Hasło, mimo że w Polsce się przyjęło, .dla nas nader upokarzające. Dlaczegożby to Polacy tylko cudem zwyciężyć mogli? Analogji pomiędzy bitwą nad Wieprzem i Wisłą a „cudem nad Marną" niema żadnej, bo nad Marną istotnie powinni byli wygrać Niemcy i tylko nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności tak wielkie popełnili błędy, że bitwę, a z nią razem i całą wojnę, przegrali. Nazwa cudu była uzasadniona. My mieliśmy naprzeciw siebie tylko 177 000 bagnetów i szabel, wojska wycieńczonego, zmęczonego, posuwającego się po wrogim kraju. Nie umniejsza to nic ani wodzom ani żołnierzowi, jeśli powiemy, że w sierpniu 1920 r. powinniśmy byli zwyciężyć. Żadnego cudu w tem nie było.
Rzucenie takiego hasła jak „cud nad Wisłą" było majstersztykiem dziennikarstwa. Można się na tem uczyć wielkich dziennikarskich uderzeń, podsunięcia, zasugestjonowania narodowi pojęcia, przekonania, w które ten naród uwierzy; ta sugestja miała cel określony, całkiem inny i niezależny od bogobojno-podniosłego nastroju, który wyrazy „cud nad Wisłą" otacza. Rzucenie hasła „cudu nad Wisłą", w intencji zeskamotowania Piłsudskiemu politycznych owoców jego zwycięstwa, może nas pouczyć, w jak decydujący sposób prawdziwie utalentowany dziennikarz wpłynąć potrafi na bieg wypadków i postawę opinji publicznej.
Hasło „cudu" było pierwszą i najbardziej kurtuazyjną próbą odebrania Piłsudskiemu glorji zwycięstwa.
Mackiewicz (Cat) Stanisław; Historja Polski od 11 listopada 1918r. do 17 września 1939r.
Historje polityczne pstrzą się zawsze od nazwisk premjerów i ministrów, a często niema w nich nazwisk dziennikarzy. Mam przed sobą historje ostatnich lat Polski, napisaną w Anglji, przez Anglika po angielsku. Znajduję w niej indeks około tysiąca osób, każdy najmniejszy ministerek jest zacytowany, a niema w niej Nowaczyńskiego, Stroński zaś wspomniany jest tylko raz i to jako poseł! Taki stosunek do historji politycznej narodu jest oczywiście nonsensem. Na politykę, na historję, na los narodu oczywiście bardziej i dłużej wpływa poczytny publicysta, aniżeli minister, czasami nawet premjer. Publicysta tworzy ideologję, przekonania, zaszczepia je społeczeństwu i via opinja publiczna przesądza o losach państwa.
Historje polityczne pstrzą się zawsze od nazwisk premjerów i ministrów, a często niema w nich nazwisk dziennikarzy. Mam przed sobą historje ostatnich lat Polski, napisaną w Anglji, przez Anglika po angielsku. Znajduję w niej indeks około tysiąca osób, każdy najmniejszy ministerek jest zacytowany, a niema w niej Nowaczyńskiego, Stroński zaś wspomniany jest tylko raz i to jako poseł! Taki stosunek do historji politycznej narodu jest oczywiście nonsensem. Na politykę, na historję, na los narodu oczywiście bardziej i dłużej wpływa poczytny publicysta, aniżeli minister, czasami nawet premjer. Publicysta tworzy ideologję, przekonania, zaszczepia je społeczeństwu i via opinja publiczna przesądza o losach państwa.
Mackiewicz (Cat) Stanisław; Historja Polski od 11 listopada 1918r. do 17 września 1939r.
Opowiadał mi ktoś, że w austrjackich lazaretach polowych stosowano tylko dwa lekarstwa. Gdy kogoś coś bolało powyżej pępka — dawano mu chininy, gdy odczuwał ból poniżej pępka — dostawał rycyny.
Nasz premjer-lekarz również dwa lekarstwa miał na wszystkie dolegliwości państwowe: publiczną zbiórkę pieniężną i Berezę. To były te dwa instrumenty mądrości politycznej, które mu wystarczały przy załatwianiu wszystkich gospodarczych, skarbowych, politycznych i religijnych zagadnień Polski.
Opowiadał mi ktoś, że w austrjackich lazaretach polowych stosowano tylko dwa lekarstwa. Gdy kogoś coś bolało powyżej pępka — dawano mu chininy, gdy odczuwał ból poniżej pępka — dostawał rycyny.
Nasz premjer-lekarz również dwa lekarstwa miał na wszystkie dolegliwości państwowe: publiczną zbiórkę pieniężną i Berezę. To były te dwa instrumenty mądrości politycznej, które mu wystarczały przy załatwianiu wszystkich gospodarczych, skarbowych, politycznych i religijnych zagadnień Polski.
Mackiewicz (Cat) Stanisław; Historja Polski od 11 listopada 1918r. do 17 września 1939r.
Kostek-Biernacki był dziwnym człowiekiem. Jako wojewoda nowogródzki, potem poleski, był nie tylko sprężysty ale i sprawiedliwy dla ludności w tym sensie, że pilnował, aby urzędnicy nie krzywdzili ludności na własną rękę. Ale był to chorobliwy sadysta. W oddanym mu pod opiekę obozie koncentracyjnym z lubością wymyślał tortury, z prawdziwie degeneracką lubością nazywając je pieszczotliwemi nazwami: „gimnastyką" „regulaminem" i t.p.
Główna tortura w Berezie polegała na odmawianiu człowiekowi prawa odbycia stolca. Tylko raz jeden w dzień o godz. 4 minut 15 rano ustawiano więźniów w wychodku i komenderowano: „raz, dwa, trzy, trzy i pół, cztery". W ciągu półtorej sekundy miało być wszystko skończone. Tortura ta była majstersztykiem Kostka. Świat słyszał o torturze głodu, młody człowiek po wyjściu z więzienia mówił do ukochanej: „głodzono mnie". Podczas gdy ta tortura, o wiele fizycznie dotkliwsza, nie nadawała się do heroicznego powiastowania. Z jaką sadystyczną uciechą musiał o niej Kostek myśleć.
Pożywienie dawane w Berezie było nieobfite, lecz utrudniało jeszcze proces oddawania stolca, gdyż podstawą jego był chleb. Z niewypróżnionemi brzuchami kazano przez siedem godzin robić ludziom „gimnastykę", t.j. stosowano straszną torturę, kazano w pozycji głębokiego przysiadu z rękami do góry pozostawać siedem godzin bez przerwy i w ten sposób chodzić, biegać, wchodzić i schodzić ze schodów. Bito przytem straszliwie, zwłaszcza jeśli czyjś żołądek nie wytrzymał. Bicie dzieliło się na oficjalne i oficjalno-prywatne.
Kostek-Biernacki był dziwnym człowiekiem. Jako wojewoda nowogródzki, potem poleski, był nie tylko sprężysty ale i sprawiedliwy dla ludności w tym sensie, że pilnował, aby urzędnicy nie krzywdzili ludności na własną rękę. Ale był to chorobliwy sadysta. W oddanym mu pod opiekę obozie koncentracyjnym z lubością wymyślał tortury, z prawdziwie degeneracką lubością nazywając je pieszczotliwemi nazwami: „gimnastyką" „regulaminem" i t.p.
Główna tortura w Berezie polegała na odmawianiu człowiekowi prawa odbycia stolca. Tylko raz jeden w dzień o godz. 4 minut 15 rano ustawiano więźniów w wychodku i komenderowano: „raz, dwa, trzy, trzy i pół, cztery". W ciągu półtorej sekundy miało być wszystko skończone. Tortura ta była majstersztykiem Kostka. Świat słyszał o torturze głodu, młody człowiek po wyjściu z więzienia mówił do ukochanej: „głodzono mnie". Podczas gdy ta tortura, o wiele fizycznie dotkliwsza, nie nadawała się do heroicznego powiastowania. Z jaką sadystyczną uciechą musiał o niej Kostek myśleć.
Pożywienie dawane w Berezie było nieobfite, lecz utrudniało jeszcze proces oddawania stolca, gdyż podstawą jego był chleb. Z niewypróżnionemi brzuchami kazano przez siedem godzin robić ludziom „gimnastykę", t.j. stosowano straszną torturę, kazano w pozycji głębokiego przysiadu z rękami do góry pozostawać siedem godzin bez przerwy i w ten sposób chodzić, biegać, wchodzić i schodzić ze schodów. Bito przytem straszliwie, zwłaszcza jeśli czyjś żołądek nie wytrzymał. Bicie dzieliło się na oficjalne i oficjalno-prywatne.
Mackiewicz (Cat) Stanisław; Historja Polski od 11 listopada 1918r. do 17 września 1939r.
Nie wolno było mówić w Berezie, każdy powinien był stać się niemową, oczywiście był to zakaz nie do przeprowadzenia, i sami kryminaliści, nadzorujący innych, gadali między sobą i nawet z innymi aresztowanymi. Ale za posłyszenie jednego słowa przez policjanta szło się do aresztu na sześć dni, gdzie się siedziało na zimnym betonie, z otwartemi oknami podczas mrozu, bez butów i z gołemi nogami, tylko w kalesonach i koszuli, jednego dnia na pół więziennej racji, co drugi dzień całkiem bez jedzenia, i przez sześć dni i sześć nocy co pół godziny trzeba było się meldować do okna: „panie komendancie, melduję posłusznie"... Przez sześć dni odmawiano człowiekowi prawa snu. Komendantem trzeba było nazywać każdego policjanta; wyraz bohaterski, w czasach legjonów oznaczający Piłsudskiego, miał tu być stosowany do każdego zbira.
Nie wolno było mówić w Berezie, każdy powinien był stać się niemową, oczywiście był to zakaz nie do przeprowadzenia, i sami kryminaliści, nadzorujący innych, gadali między sobą i nawet z innymi aresztowanymi. Ale za posłyszenie jednego słowa przez policjanta szło się do aresztu na sześć dni, gdzie się siedziało na zimnym betonie, z otwartemi oknami podczas mrozu, bez butów i z gołemi nogami, tylko w kalesonach i koszuli, jednego dnia na pół więziennej racji, co drugi dzień całkiem bez jedzenia, i przez sześć dni i sześć nocy co pół godziny trzeba było się meldować do okna: „panie komendancie, melduję posłusznie"... Przez sześć dni odmawiano człowiekowi prawa snu. Komendantem trzeba było nazywać każdego policjanta; wyraz bohaterski, w czasach legjonów oznaczający Piłsudskiego, miał tu być stosowany do każdego zbira.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz