Grażyna Jagielska, Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni
w psychiatryku, Znak, Kraków 2014, 223 s.
Grażynę Jagielską przez lata paraliżował strach. Żyła
problemami męża. Dla jego pasji poświęciła swoje życie. W końcu jednak musiała
zawalczyć o siebie. Przeżyła własny „lot nad kukułczym gniazdem”. Spędziła pół
roku w szpitalu psychiatrycznym.
Poznała kobiety, które tak jak ona długo udawały, że
wszystko jest w porządku. Spotkała twardzieli, którzy musieli nauczyć się
płakać. Była w miejscu, w którym można było wszystko. Nie wolno było jednego –
kłamać.
Autorka zabiera nas w podróż pełną intymnych zwierzeń i
prawdziwych emocji. W poruszający sposób opisuje azyl dla zagubionych oraz
obrazy, które prześladowały ich latami. Opowiada o szczerości, potrzebie
zrozumienia i bliskości.
Grażyna Jagielska zdecydowała się na kontynuację swej
medialnej spowiedzi i opisała blisko pięć miesięcy spędzonych w szpitalu
psychiatrycznym, gdzie leczyła się ze stresu pourazowego nabytego w zastępstwie
swego męża – reportera jeżdżącego w najbardziej zapalne punkty świata. Opisując
swój pobyt w klinice nie ograniczyła się do własnych przeżyć, trosk i
niepokojów, przedstawiła sylwetki kobiet, z którymi przebywała i mężczyzn,
również będących pacjentami. W „Aniołach” Jagielska dokonuje wiwisekcji życia
tak swojego, jak i osób z jej szpitalnego otoczenia. Wyciąga na światło dzienne
traumy i zaburzenia ukazując cały wachlarz ludzkich zachowań, które
doprowadziły do hospitalizacji. Mężczyźni to głównie żołnierze, którzy po
powrocie z misji w Afganistanie nie potrafią odnaleźć się w dawnym życiu.
„Czasem chcą
rozmawiać z Afganistanem, powiedzieć, jakim jest chujem, proszę wybaczyć
wyrażenie. Albo z Irakiem, czasem ze śmiercią albo z jakąś zmorą, przez którą
nie mogą normalnie żyć. Czasem to robią, ale jest to straszny widok.”1
|
„Ojciec żony na dożyciu —
powiedział szeregowy Mazur. — Inni we wsi się odwrócili. Niektórzy w ogóle ze
mną nie rozmawiają, że to z wojny taki dziwny wróciłem, to się boją, normalnie,
jak to psychicznego. Jeszcze inni czują złą zazdrość, bo się za te pieniądze
z misji poczyniło inwestycje, zbudowało dom, a kredyty też nie byle co,
spłacać trzeba. A w jednostce to znów ja czuję się taki obcy, jakbym nigdzie
nie przynależał. Albo był kimś zupełnie innym, tam nie pasuję jeszcze
bardziej niż gdziekolwiek indziej. Nikogo nie obchodzi, gdzie byłem. Jakbym
cały czas był na miejscu albo pojechał nie do Afganistanu, tytko postrzelać
do Szerokiego Boru.”2
|
„Nie możemy być razem, jeżeli jej
nie powiem, co było w Afganistanie. Długo to trwało, zanim zrozumiałem, ze
dwie hospitalizacje. Ale jak mam jej o tym powiedzieć? Może: Rybko, kurwa,
przysiądź tu na chwilę, powiem ci, co zrobiłem w Afganie? Napijemy się wina,
a potem powiem ci, co zrobiłem w Afganie. Albo co tam widziałem. Najbardziej
wstydzę się tego, co tam widziałem. Co ludzie robią na wojnie. Czasem
przyjeżdżaliśmy na miejsce i zastawaliśmy takie rzeczy... Ten wstyd jest
gorszy niż wspomnienie tego, co zrobiłem.
Wstydzę się tego, w czym
uczestniczyłem, nawet jeżeli to nie była nasza robota...”3
|
Ukrywa Jagielska żołnierzy pod pseudonimami. Biały, Mazur...
Ich przeżycia są zbyt drastyczne, zbyt osobiste, by mogli ich rozpoznać
dowódcy, przyjaciele czy rodzina. Z drugiej strony, opowieści o strasznych
przeżyciach są na tyle uniwersalne, że nawet ci żołnierze, którzy po powrocie z
misji do szpitali nie trafili i duszą w sobie to, co widzieli, odnajdują w
książce odbicia swych przeżyć.
„Anioły jedzą trzy razy dziennie” nie jest książką
autobiograficzną sensu stricto.
Jagielska pozostała czujną obserwatorką nawet w szpitalu. Skupiła się na
innych, swe problemy opisuje jakby na marginesie, czyni z nich pretekst, by
ukazać losy współpacjentów. Chociaż przeżywa własny „lot nad kukułczym
gniazdem” bardziej interesują ją problemy żołnierzy, których „nachodzi” czy
zafiksowania kobiet, z którymi mieszka na sali. Chwilami wydaje się, że
Jagielska chowa się za opowieściami innych, nie do końca pewna czy „Anioły...”
mają być zbeletryzowanym dokumentem, czy też udokumentowaną beletrystyką silnie
ciążącą ku Kesey’owskim „Locie nad kukułczym gniazdem”. Niemniej jednak jest to
książka ważna. Wojna w Afganistanie jest koszmarem, o którym nie da się
zapomnieć za żadne pieniądze. Powinni ją przeczytać nie tylko bliscy żołnierzy,
ale i niefrasobliwi politycy tak chętnie zgłaszający udział polskich żołnierzy
w „misjach pokojowych”. Ukazują też „Anioły...” problemy z tożsamością,
nadmiernym perfekcjonizmem prowadzącym do załamania, nie radzeniem sobie z
otaczającym ludzi coraz bardziej zażartym wyścigiem szczurów.
Moja ocena: 5.5
1 G. Jagielska, Anioły jedzą trzy razy dziennie,
Znak, Kraków 2014, s. 111.
2 Ibidem, s. 123.
3 Ibidem, s. 124.