Arnaldur Indriðason, Grobowa cisza, W.A.B., Warszawa 2011,
324 s.
„Grobowa cisza” to kolejny tom z cyklu o islandzkim
policjancie Erlendurze Sveinssonie z Reykjaviku. Akcja rozpoczyna się w domu na
przedmieściu, gdy student medycyny odbiera swojego brata z urodzin. Oczekując
na zakończenie imprezy, obserwuje malucha, który bawi się dziwnym białym
przedmiotem. to... kawałek ludzkiej kości, przyniesiony przez solenizanta z
pobliskiej budowy. Okazuje się, że w wykopie znajduje się reszta szkieletu, a
na miejsce przybywa policja. Według archeologów zwłoki leżą w ziemi około
siedemdziesiąt lat.
„Grobowa cisza” nie jest typowym kryminałem chociaż jest
trup, a dokładniej – ludzkie kości. Jednak zanim archeolodzy pieczołowicie
oczyszczą szkielet i przeniosą go do laboratorium Erlendur Sveinsson zdoła
poznać tajemnicę spoczywającą w ziemi od siedemdziesięciu lat. Nie będzie badań
DNA, żmudnego badania dowodów i przesłuchiwań niezliczonych osób. Będzie za to
opowieść o alkoholizmie, przemocy w rodzinie i Islandii w okresie II wojny
światowej. Bardziej „Grobowa cisza” przypomina powieści Kate Morton czy Roberta
Goddarda niż kryminalne zagadki w stylu Henninga Mankella, Anne Holt czy Monsa
Kallentofta.
Sveinsson jest oczywiście gliniarzem po przejściach, musi
ratować swą córkę, która stoczyła się na samo dno narkomańskiego koszmaru,
dręczą go wspomnienia przeszłości i nieudanego życia rodzinnego. Tym samym
rozwiązanie sprawy tajemniczych kości jest dla Sveinssona odskocznią od
prywatnych problemów. Indriðason zabiera czytelnika nie w jedną, ale dwie
podróże. Poznajemy współczesne życie Islandczyków i jednocześnie cofamy się w
przeszłość do lat czterdziestych XX wieku, kiedy na Islandii stacjonowały
najpierw wojska brytyjskie, a potem amerykańskie. Przejmujące opisy przemocy
domowej, zniewolenie, surowość krajobrazu i klimatu kontrastują z przebłyskami
miłości i współczucia. „Grobowa cisza” to coś więcej niż tylko opowieść
kryminalna, to również zachęta, aby bliżej poznać tę małą wyspę, skąd bliżej
jest do Grenlandii niż do Europy, gdzie ludzie mówią dziwnym językiem, a
wulkany wciąż są czynne, co dobitnie odczuli wszyscy w 2010 roku, kiedy doszło
do erupcji wulkanu Eyjafjallajökull.
Moja ocena: 5.5
Z chęcią zapoznam się z tą książką ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam, bo jest naprawdę ciekawa :)
UsuńZachęcający opis i recenzja, jeśli natknę się na tą książkę, z chęcią po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńJa swoją wypożyczyłam z biblioteki. Spodziewałam się typowego kryminału, bo wcześniej czytałam Indriðasona „Głos”, a tu zaskoczenie :)
Usuń