niedziela, 28 lutego 2016

Jaume Cabré „Głosy Pamano”

Jaume Cabré, Głosy Pamano, Marginesy, Warszawa 2014, 656 s.

Tina, zafascynowana fotografią spokojna nauczycielka, która pracuje w Sort, robi zdjęcie starej szkoły w Torenie tuż przed jej wyburzeniem. Jedno proste kliknięcie i gotowe. Strona po stronie czytelnik odkrywa konsekwencje tego pozornie trywialnego gestu, a przed jego wzrokiem rozciąga się szeroka panorama wspomnień i przekłamań o wydarzeniach, których bohaterami są falangiści i partyzanci, dranie i ludzie przyzwoici, a także ci zwyczajni, żyjący w trudnych, okrutnych czasach. W Pirenejach, w Pallars, regionie potraktowanym przez wojsko generała Franco z niespotykanym bestialstwem, ściera się moralna podłość frankizmu z bohaterstwem i tchórzostwem indywidualnym i grupowym tuż po zakończeniu hiszpańskiej wojny domowej.

Pewnych autorów należy poznawać chronologicznie i Jaume Cabré zdecydowanie do takich należy. Może gdybym najpierw przeczytała „Głosy Pamano” życzliwiej odniosłabym się do „Wyznaję” z jego dziwacznym sposobem narracji i rozmachem nie do końca poprzedzonym wnikliwymi badaniami historycznymi.
„Głosy Pamano” są bardziej kameralne, obejmują niewielki w sumie obszar geograficzny – północno-wschodnią Hiszpanię pod rządami Francisco Franco. Cabré zaczyna właściwą opowieść od fotografii starej szkoły w Torenie i nagle się okazuje, że budynek skrywa więcej niż można by przypuszczać, a bohaterowie sprzed kilkudziesięciu lat nie są jednoznacznie biali czy czarni. Opowieść rozrasta się we wszystkie strony, przybywa charakterów i zdarzeń, a jednak nie odnosi się wrażenia, że coś jest zbędne, że służy tylko powiększeniu objętości tekstu.
Zdecydowanie „Głosy Pamano” podobały mi się bardziej niż okrzyknięte arcydziełem „Wyznaję”, Cabré czuje się swobodnie w temacie, o którym pisze, a jeśli popełnił jakieś nieścisłości, ja – nie znając aż tak dobrze historii Hiszpanii – nie byłam na nie wyczulona.
Władza deprawuje. Nie ma optymistycznego zakończenia, ale po chwili zdumienia przypomina się kolejny truizm: historię piszą zwycięzcy, a skoro zwyciężyli, nie mają ochoty, aby ich kłamstwa, oszustwa i słabości ujrzały światło dzienne. Najczęściej jest też tak, że zwycięzcy nie doszli na szczyt li tylko szlachetnością. Bardzo często wstydliwie pomijają podłe zagrywki i siłę pieniądza, która niejednego przekonała do zmiany poglądów.
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz