sobota, 27 lutego 2016

Lisa Gardner „Godzina zbrodni”

Lisa Gardner, Godzina zbrodni, Amber, Warszawa 2003, 303 s.

Za każdym razem uderza w lecie, podczas fali upałów. Za każdym razem uprowadza dwie ofiary. Za każdym razem zostawia wskazówki, gdzie ich szukać. I za każdym razem policja odnajduje je zbyt późno. Tego lata gra zaczyna się od nowa. Agentka FBI Kimberly Quincy wie, że może ocalić porwane. Ale musi wygrać wyścig z czasem - idealnym sprzymierzeńcem zabójcy, który jest bliżej, niż sądziła...

Nie podeszła mi ta książka. A zapowiadało się świetnie, bo intryga ciekawa, niebanalna, bo ilu pisarzy pisało o porywaniu ofiar parami?
A jednak coś nie zagrało. Może dlatego że strasznie męczyłam się przy czytaniu fragmentów poświęconych jednej z ofiar porywacza-mordercy. Upał, pragnienie, wszechobecne komary i muchy, a ja, wstyd się przyznać, nudziłam się strasznie. Nie czułam więzi z ofiarą, nawet nie wiedziałam, czy jej współczuję. Chciałam mieć po prostu jak najszybciej ten tekst za sobą, chciałam, żeby coś się działo... Nie mówię, że nie jestem pozbawiona empatii, do tej pory potrafię mieć gulę w gardle w szczególnie smutnych czy wzruszających momentach, więc nie sądzę, że coś jest ze mną nie tak. Raczej z wcześniejszymi książkami Gardner, kiedy jeszcze nie opanowała wystarczająco warsztatu i nie nauczyła się grać na emocjach czytelnika, bo skupiała się na rzeczach mało istotnych lub mało przekonujących.
Książka bardzo taka sobie.
Moja ocena: 2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz