Sharon J. Bolton, Karuzela samobójczyń, Amber, Warszawa
2013, 412 s.

Do Cambridge przyjeżdża z Londynu Lacey Flint. Prowadzi śledztwo, udając studentkę. Niebawem ktoś zaczyna ją straszyć, wykorzystując jej najskrytsze lęki. Wkrótce Lacey zaczynają dręczyć te same niepokojące koszmary, o jakich mówiły dziewczyny, zanim odebrały sobie życie...
Ta karuzela naprawdę wciska w siedzenia! Bardzo często jest
tak, że druga książka jest o wiele słabsza od debiutu. Na szczęście w przypadku
Sharon Bolton ta zasada się nie sprawdziła i druga opowieść o Lacey Flint jest
równie mroczna, jeśli nie mroczniejsza.
Szacowny uniwersytet i makabryczne samobójstwa. Wydawałoby
się, że Lacey Flint powinna sobie poradzić z tym śpiewająco, w końcu jest
uparta, silna i nieprzewidywalna. Ale z drugiej strony – są zgony, ale nie ma
mordercy. Wszystkie ofiary zabiły się same, wszystkie miały problemy
emocjonalne, fobie i potężne lęki wręcz sterujące ich życiem. A wobec koszmarów
z przeszłości Flint już nie potrafi być tak silna.
„Karuzela samobójczyń” to bardzo mroczny thriller. Wydaje się,
że Cambridge stale pogrążone jest w mroku, zjadane przez swoją wielowiekową
przeszłość i estymę, którą ktoś postanowił zniszczyć, ktoś tak sfiksowany na
umyśle, że Flint przy nim to okaz psychicznego zrównoważenia.
Istotne jest w książce również to, że Bolton nie gra
nieuczciwie, nie wyciąga znikąd nieznanych faktów i bystry czytelnik może
pokusić się o rozwiązanie zagadki. Mnie się udało połowicznie. Druga połowa
zaskoczyła mnie jednak zupełnie.
Polecam.
Moja ocena: 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz