sobota, 29 października 2011

Caleb Carr „Alienista”

Kiedy Caleb Carr pisał swego „Alienistę” nie powstały jeszcze ani „Kryminalne zagadki Las Vegas”, ani „Zabójcze umysły”. Rozwiązywanie kryminalnych zagadek składało się w głównej mierze z łączenia ze sobą kolejnych tropów, dedukowania, czy maglowania bez końca świadków i podejrzanych.
Szczególną uwagę zwraca ujęcie historyczne powieści. Dziewiętnastowieczny Manhattan z jego spelunkami, burdelami i przerażającym szpitalem psychiatrycznym opisany jest tak plastycznie, że wystarczy tylko przymknąć oczy i ciemna strona miasta już się wizualizuje. Od czasu do czasu Carr odnosi się do wydarzeń, jakie miały miejsce w 1896 r., na przykład wspominając o H. H. Holmesie. W innym miejscu powieści plastycznie opisuje domowe zacisze Roosevelta. Każdy historyczny szczegół wydaje się być dopieszczony co do litery.
Dodatkowo, niby mimochodem, Carr przemyca wiadomości na temat rozwoju kryminalistyki w końcu XIX wieku. Dwaj bracia Isaaksonowie są prekursorami nowojorskiej policji w zbieraniu odcisków palców, czy dokładnego dokumentowania miejsc zbrodni przy użyciu aparatu fotograficznego. Laszlo Kreizler z kolei skupia się na osobie mordercy, stara się dociec kim jest i dlaczego robi, to co robi, innymi słowy – pragnie poznać psychologiczną osobowość winowajcy i napędzające go imperatywy. Alienista interesuje się zarówno ofiarami, jak i ich katem, wychodząc z założenia, że nie ma skutku bez przyczyny. Wisienką na torcie nowatorstwa jest postać Sary Howard - kobiety niezależnej, niemyślącej o zamążpójściu czy dzieciach, lecz o udowodnieniu twardogłowym i skorumpowanym władzom policyjnym, że kobieta też zdolna jest pracować w policji.  Dodajmy do tego jeszcze dwóch byłych podopiecznych Kreizlera – Murzyna Cyrusa i nastolatka Steve’a, obu z kryminalną przeszłością, osobę Theodora Roosevelta (przyszłego prezydenta), jako komendanta policji oraz dziennikarza Johna Moore’a wraz z jego strachliwą babką i oto mamy doskonale naszkicowany przekrój niemal wszystkich warstw społecznych miasta i sposobu ich postrzegania świata.
Wątek kryminalny prowadzony jest sprawnie. Bohaterowie tropią, sprawdzają, analizują, badają, czytają i robią wszystko, aby jak najszybciej zapobiec kolejnym zbrodniom. Klimat powieści jest mroczny i nic w tym dziwnego, skoro większość akcji rozgrywa się nocną porą. Ale nawet w blasku dnia, Carr funduje czytelnikom mrożące krew w żyłach epizody.
A jednak chyba najmniej w „Alieniście” thrillera. Biorąc do ręki opasły tom i czytając rozdział po rozdziale, czytelnik nastawiony wyłącznie na akcję i strzelaninę, srodze się zawiedzie. Zabójstwa męskich prostytutek wydają się tylko pretekstem, aby ukazać Nowy Jork u progu XX wieku. I aby przekonać czytelnika, że psychopaci istnieli w Stanach Zjednoczonych na długo przed Tedem Bundym czy Synem Sama.
Moja ocena: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz