czwartek, 20 października 2011

Haruki Murakami „Sputnik Sweetheart”

Jest to pierwsza nierówna powieść Murakamiego jaką przeczytałam. Od chwili wyjazdu narratora na grecką wyspę, pisarz nie wie, czy ma uraczyć nas oniryczną opowieścią, egzystencjalnymi zapytaniami o istotę życia, specyfiką greckiego regionu czy po prostu nie wie, w którą stronę pociągnąć powieść. Nadużywa słowa „nigdy”, które ma się nijak do zakończenia. Właśnie – zakończenie. Napisane jakby na siłę, niepotrzebne i nadmiernie nierealne. Zawiodłam się, ale były też i zaskoczenia. Historia Miu, przemyślenia Sumire, a nawet sama istota epizodu bohatera na greckiej wyspie. Samo wyrażenie: „grecka wyspa” kojarzy się z „Magiem” Johna Fowlesa. I chyba ukazuje zafascynowanie Murakamiego Fowlesem właśnie, a co za tym idzie, tą tajemniczą stroną naszego życia rozgrywającego się na pograniczu sny i jawy. Nad pragnieniem zamiany pomimo sprawienia bólu najbliższym, hołdowaniu własnym pragnieniom i egoizmowi. I w końcu – na zrozumieniu własnych pragnień.
Moja ocena: 4

* * *

Murakami Haruki; Sputnik Sweetheart;
- Moja głowa jest niczym absurdalna stodoła zapchana aż po strop rzeczami, które chcę opisać – powiedziała Sumire. – Obrazy, sceny, strzępki słów… w moim umyśle lśnią, są żywe. Pisz! – krzyczą do mnie. Niedługo narodzi się nowa historia, czuję to. Przeniesie mnie w zupełnie nowe miejsce. Problem polega na tym, że kiedy już usiądę za biurkiem i przeleję wszystko na papier, uświadamiam sobie, że brakuje tu czegoś istotnego. To się nie chce skrystalizować – żadnych kryształów, sam żwir. I donikąd się nie przenoszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz