
Jeśli pragniemy poznać mroczność powieści dziewiętnastowiecznych, Setterfield jest doskonałym przewodnikiem, co i raz podrzuca nam kolejne tytuły, niektóre bardzo znane, inne – mniej. Sama powieść jest napisana ciekawie i z werwą, ale faktycznie autorka kieruje ją raczej ku molom książkowym, ku ludziom znającym się na literaturze. Bohaterce – Margaret Lea bliżej do Lukasa Corso – też zajmującego się książkami i przeszłością, niż do Daniela Semepre.
Opowieść jest ciekawa, nie przeczę. Samo już nieokreślenie czasu jest świetnym zamysłem. Ale właśnie przez to autorka się nieco pogubiła i jest to denerwujące. Nie wiadomo w końcu ile Główna bohaterka ma lat – trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt. Chwilami Setterfield tak szafuje czasem, że Margaret Lea wychodzi na starą pannę po menopauzie, czasami zaś – jest kobietą wchodzącą w życie. Ostatnie zaś stronice wręcz świadczą, że pannie Margaret przydałby się mężczyzna, bowiem zbyt jest zapatrzona w rozhisteryzowane bohaterki uwielbianych powieści.
Jako czytadło, powieść „Trzynasta opowieść” jest świetne, ale nie spodziewajmy się znaleźć tam głębszego przekazu. Literatura tworzona przez Jane Austen, siostry Brontë, czy Wilkiego Collinsa była w sumie tak samo komercyjna jak powieści Aleksandra Dumasa czy Charlesa Dickensa. Pisane były ku pokrzepieniu serc, a nie po to by zmusić do myślenia. Autorzy byli genialnymi twórcami opowiastek, ale… tylko opowiastek. Podobnie rzecz ma się z książką Setterfield.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz