
Moja ocena: 4.5
* * *

Preston i Child stają się zbyt przewidywalni. To sprawia, że „Martwa natura…” zaczyna nużyć i chociaż starają się przeciwstawić sobie dwa sposoby myślenia, przecież wiemy, że to Pendergrast ma zawsze rację. Spokojnie można by było wyciąć zbędne wątki, a książka by na tym nie ucierpiała.
Poza tym zaczyna mnie nieco wkurzać nieomylność owego agenta przypominającego przedsiębiorcę pogrzebowego. Ja wiem, że każdy bohater powieści kryminalnych z dreszczykiem musi się czymś wyróżniać. Sherlock Holmes – Artura Conan Doyle’a miał swoją fajkę i grę na skrzypcach, Herkules Poirot Agaty Christie charakteryzował się dbałością o swe wąsiki i porządek, panna Jane Marple, też Agaty Christie, miała zamiłowanie do ploteczek, Robert Langdon Dana Browna nosi zegarek z Myszką Miki i ma klaustrofobię, a Lincoln Rhymes z książek Jeffery’a Deavera jest przykutym do łóżka błyskotliwym kryminalistykiem, którego oczami jest Amelia Sachs – policjantka w nim zakochana. Pendergrast ma swój garnitur, włosy białe jak u Andy Warhola i zawsze rację. Powoli zaczynam nabierać podejrzeń, że spółka nie jest najlepszym rozwiązaniem, a Preston i Child stworzyli jakiegoś mutanta. Nawet jego ludzkie odruchy są wystudiowane, a przynajmniej się takie wydają.
Moja ocena: 3.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz