czwartek, 20 października 2011

Thomas Mann „Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla”

„Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla” czytałam smakując iście barokowy sposób wypowiadania się głównego bohatera. Nie znam niemieckiego i to mnie wkurza, bo same już nazwiska nasuwają myśl, że Mann, podobnie jak Dostojewski, lubił charakteryzować swych bohaterów już poprzez nadanie im takiego, a nie innego nazwiska. Na szczęście Mann jako człowiek miłosierny wytłumaczył najbardziej „tajemnicze” nazwisko:  Schimmelpreester (szóstym czy dziewiątym zmysłem wiedziałam, że to musi coś znaczyć!). Pozwolę sobie zacytować fragment: „Natura to nic tylko zgnilizna i Schimmel, to znaczy pleśń; jam zaś jej kapłan – Priester; toteż nazywam się Schimmelpeester – mag pleśni.” Po przeczytaniu tego fragmentu poczułam się niczym Howard Carter po odkryciu grobowca Tutenchamona.
Tylko jedna rzecz mi się nie spodobała: nagłe zakończenie. Jak dla mnie książka powinna mieć drugi tom opowiadający co dalej było z Felusiem. Polecam, boć jednak Mann pióro miał pełne fantazji, a przynudzanie przez pierwszych 100 stron doskonale rekompensuje dalszych pięćset. Powieść łotrzykowska w mistrzowskim opisie. Nic dodać, nic ująć.
Moja ocena:  4.5

* * *

Mann Thomas; Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla;
Jakże bywa to nużące i nudne wlec przez całe życie ten sam zawsze podpis u spodu listów i aktów! Dłoń drętwieje w końcu przy tym ze wstrętu i przesytu! Jakimże dobrodziejstwem, jaką podnietą, jakim odświeżeniem ludzkiej istoty bywa to, że słyszysz jak cię przedstawiają i przemawiają do ciebie nowym nazwiskiem! Możliwość zmiany nazwiska przynajmniej raz, w połowie życia, wydawała mi się wielkim uprzywilejowaniem płci żeńskiej w porównaniu z mężczyznami, którym prawo i ład społeczny niemal że wzbraniają tego orzeźwiającego nektaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz