wtorek, 1 października 2013

Charles Martin „W pogoni za świetlikami”

Charles Martin, W pogodni za świetlikami, WAM, Kraków 2011, 393 s.

Poznawanie prawdy może być ulotne i magiczne, jak łapanie świetlików w ciemną, letnią noc... Reporter lokalnej gazety, Chase Walker, zajmuje się sprawą porzuconego na przejeździe kolejowym chłopca. Mężczyzna - sam wychowywany w rodzinie zastępczej - postanawia zaopiekować się zaniedbanym dzieckiem. Nieoczekiwanie poznaje własną historię i dowiaduje się, kim w rzeczywistości są otaczający go ludzie.
„W pogoni za świetlikami” to powieść o opuszczeniu i poszukiwaniu własnej tożsamości.


Świetliki widywałam dzieckiem będąc i spędzając wakacje nad jednym z augustowskich jezior. Wieczorem wystarczyło oddalić się od obozowiska, wejść pomiędzy drzewa i chwilę odczekać. Wzrok szybko przyzwyczajał się do ciemności i naraz okazywało się, że las pełen jest latających jasnych punkcików, krążących we wszystkie strony świata.
Jest to jedno z najmilszych wspomnień mojego dzieciństwa i może dlatego tytuł książki Martina przykuł moją uwagę. A teraz zastanawiam się ile napisać, coby nie zdradzić zbyt wiele. „W pogoni za świetlikami” osnute jest wokół tajemnicy (jak ja lubię takie książki!) i jedno słowo za dużo może zniweczyć przyjemność czytania. A nie ukrywam, że tej nie brakowało w czasie lektury.
Od pierwszych stron powieść Martina jest urzekająca i sugestywna. Chociaż autor pisze o istocie i sile godności i prawości nie popada w patetyzm czy moralizatorstwo. Przekazywane obrazy tchną siłą, jaką daje miłość w najczystszej postaci. A przecież co chwila czytamy o kłamstwie, porzuceniu i niemożności znalezienia własnego miejsca na ziemi. Szczególnie trudne jest to dla tych najmłodszych, które opuszczone przez rodziców a później prawnych opiekunów tracą wiarę w lepsze jutro.
W dużej mierze jest to również powieść o poświęceniu i cierpliwości, o sile rodzicielskiego uczucia. Więcej nie zdradzę, bo wówczas równie dobrze mogłabym napisać wszystko i zepsuć wszystko.
Dodam tylko, że koniec powieści jest trochę naciągnięty, zbyt mało wyjaśnień i tam, gdzie chętnie dowiedziałabym się więcej, Martin nieoczekiwanie postanawia pożegnać się z czytelnikiem. Cóż, jego prawo... 
Moja ocena: 4.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz