wtorek, 15 października 2013

Joanne Harris „Jeżynowe wino”

Joanne Harris, Jeżynowe wino, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004, 448 s.

Bohaterem powieści jest Jay Mackintosh, pisarz i romantyk, który w swej twórczości i wyobraźni powraca wciąż do lat dzieciństwa. Za sprawą pułapki pamięci świat ten okazuje się bardziej kuszący, niż był w rzeczywistości. Kiedy pod wpływem impulsu Jay kupuje posiadłość we francuskiej wiosce Lansquet wraz z duchami przeszłości pojawiają się nowe pokusy. Szczególnie intryguje go postać nie utrzymującej z nikim kontaktów pięknej sąsiadki, która najwyraźniej skrywa za drewnianymi okiennicami straszliwe tajemnice. W życie Jaya powraca też magia, którą próbował przywołać przez wiele, wiele lat. Za wszystko trzeba jednak zapłacić swoją cenę.

Skoro trupy mogą snuć opowieść (vide Kallentoft), to dlaczego nie kwaśne wino owocowe? Zabieg literacki dobry jak każdy inny. Dodatkowo zachęciła mnie do czytania koleżanka.
I po raz kolejny przekonałam się, że mój gust jest jakiś dziwny. Bo opowieść Harris podobała mi się średnio. Mordowałam książkę, ziewałam nad nią, przysypiałam nawet. Mistyka wykreowana przez Harris była mistyką tworzoną „na siłę”, wepchniętą w środek robotniczego zakątka Anglii lub winnic Francji. Po przeczytaniu powieści nie wiedziałam czy mi się podobała, czy nie. Stwierdziłam, że moja decyzja musi się odleżeć. Niczym wino.
Minął ponad rok od przeczytania i nie ukrywam, że czasami wracałam myślą do książki Harris. Wydaje mi się, że wiem, co chciała w niej zawrzeć. Wręcz łopatologicznie postanowiła uświadomić czytelnikowi, że magię można odnaleźć nawet w najbardziej niepozornych miejscach i czasach naszego życia. Istotne jest by nie gonić bezmyślnie za karierą i pieniędzmi. Dość oklepany motyw. Dodajmy do tego tajemniczą sąsiadkę, romantyczny klimat, małe miasteczko i mamy wypisz wymaluj harlequina dla bardziej wymagających. I retrospekcje, i dzień dzisiejszy osnute są wokół fascynacji drugą płcią. Strach i mistyka mają dodać tylko quasi-intelektualnego smaczku.
I to nie tak, że nie wierzę w magię dnia codziennego. Czasami wystarczy uśmiech obcej osoby lub pozornie zwykły splot wydarzeń prowadzący do niezwykłego finału. Projekcja ciał astralnych jest przy tym zbyt pretensjonalna.
Moja ocena: 2.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz