środa, 9 października 2013

John Irving „Ostatnia noc w Twisted River”

John Irving, Ostatnia noc w Twisted River, Prószyński i S-ka, Warszawa 2010, 
576 s.

New Hampshire, rok 1954. Spławianie drewna powoli staje się przeżytkiem. W podupadającej osadzie Twisted River kucharz o trudnym do wymówienia nazwisku Dominic Baciagalupo prowadzi stołówkę dla robotników z tartaku. Niefortunna pomyłka jego dwunastoletniego syna Danny`ego wyzwala lawinę zdarzeń, które na zawsze odmienią jego życie. Zmuszeni do ucieczki, ojciec i syn rozpoczynają pięćdziesięcioletnią podróż w poszukiwaniu szczęścia i utraconej tożsamości. Przeszłość, która nie daje o sobie łatwo zapomnieć, rzuca ich z miejsca na miejsce, zaś próby odbudowania normalnego życia skupiają się wokół kulinarnych poczynań Dominika i kariery literackiej Danny’ego. Czy kiedykolwiek uda im się odzyskać spokój i znaleźć to, czego szukają?

Wyczuwam zmęczenie materiału u Johna Irvinga. Daleko tej powieści do „Hotelu New Hampshire”, „Świata według Garpa” czy chociażby „Jednorocznej wdowy”. Za to do znudzenia mamy powracające stare motywy: półsierota, szkoła w Exeter, dziwaczny wypadek, autobiograficzne wątki, zapasy, obawa o dzieci... Chwilami zastanawiałam się, czy pan Irving nie zapragnął napisać powieści o Garpie XXI wieku, tak silne były odniesienia do niewątpliwie najpopularniejszej książki pisarza. To znowu zastanawiałam się, czy aby nie pomyliłam książek i nie sięgnęłam po „Regulamin tłoczni win”.
Były też chwile, że czułam się tak, jakbym czytała prozę Stevena Kinga.
Wymęczyła mnie lektura „Ostatniej nocy...”. Bo niby powtórzenia i długie partie nudy, a odłożyć na długo nie potrafiłam. Gdzieś ten talent Irvinga z bólem, bo z bólem, ale się przebijał i tak to trwało prawie dwa tygodnie, niespotykanie długo, jak na powieść, do tego Irvinga.
Jeśli „Ostatnia noc w Twisted River” jest pierwszym spotkaniem z Irvingiem, może się podobać. Natomiast dla weteranów twórczości tego pana – niekoniecznie. Nawet bardzo niekoniecznie.
Moja ocena: 2.5

* * *

Irving John; Ostatnia noc w Twisted River;
Broń wydzielała obcy zapach, może oleju lub zabrudzonego olejem skórzanego pokrowca, lecz było w nim coś jeszcze, coś naprawdę obcego. Może właśnie tak pachniała śmierć, gdyż strzelby mają za zadanie tylko jedno: zabijać.

Irving John; Ostatnia noc w Twisted River;
Każda książka kryje elementy poniekąd dla pisarza drażliwe; co oczywiste, dotyczą one pewnych kwestii z jego sfery prywatnej, które zdecydowanie wolałby przemilczeć.
Czy nie wystarczyło, że Danny dołożył wszelkich starań, by zdystansować się od wymiaru osobistego historii? Tu coś dodał, tam wyolbrzymił, naciągając fabułę do granic wiarygodności: jego bohaterom przytrafiają się straszne rzeczy, a bohaterowie ci są kompletni w każdym calu. („Tak zwani prawdziwi ludzie nigdy nie są tak kompletni jak postaci od początku do końca zmyślone”, powtarzał nie raz).

Irving John; Ostatnia noc w Twisted River;
Żyjąc wystarczająco długo, stajemy się karykaturami samych siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz