czwartek, 17 października 2013

Jean Christoph Grangé „Purpurowe rzeki”

Jean Christoph Grangé, Purpurowe rzeki, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2003, 400 s.

W skutych lodem skałach nieopodal miasteczka uniwersyteckiego Guernon, położonego we francuskich Alpach, zostają odnalezione okaleczone zwłoki mężczyzny. Podczas śledztwa, które prowadzi delegowany z Paryża komisarz Pierre Niemans, mają miejsce kolejne morderstwa. W tym samym czasie inny policjant, Karim Abdouf, w oddalonym o 150 km Sarzac próbuje wyjaśnić zagadkę profanacji grobu chłopca, który zginął przed laty w wypadku samochodowym. Ktoś włamał się do grobowca, ktoś systematycznie usuwa wszelkie zachowane fotografie dziecka...

Oglądałam kiedyś „Purpurowe rzeki” i zawahałam się, czy wypożyczyć książkę, skoro mimo upływu lat wciąż pamiętałam kim jest morderca. Wypożyczyłam.
Czytanie szło gładko, bo i Grangé pisze nieskomplikowanie. Pierre Niémans, chociaż opisany sugestywnie, i tak miał rysy Jeana Reno. Nie szkodzi. Lubię Jeana Reno. I w sumie na tym skończyły się podobieństwa do filmu, którego fragmenty gdzieś się tam telepały we wspomnieniach.
Książka jest bardziej rozbudowana. Pojawia się cały korowód drugo- i trzecioplanowych postaci, które dorzucają jedną lub dwie wskazówki. Atmosfera klaustrofobicznie usytuowanego uniwersytetu, groza lodowców, hieny cmentarne, skini, kibole – Grangé prezentuje całą gamę tak francuskiej geografii, jak i francuskich subkultur.
Początkowo narracja przebiega dwutorowo, Niémans szuka sprawcy odrażającego morderstwa, a policjant arabskiego pochodzenia – Karim Abdouf – szuka osób, które dokonały włamania do szkoły i do grobowca. W pewnym momencie ich ścieżki się łączą i dwóch twardzieli (w tym jeden z kynofobią) węszy za każdą poszlaką nie przebierając w środkach, jeśli chodzi o przesłuchiwanie podejrzanych. Faktycznie brutalności w „Purpurowych rzekach” nie braknie, ale nie razi to jakoś specjalnie. Sam pomysł na intrygę, chociaż wydaje się (kiedy już po wszystkim) trochę przekombinowany, wciąga, zmusza do myślenia i sprawia, że powieści nie da się ot tak, po prostu odłożyć. Jak się ją czyta, to już do końca. Tajemnica goni tajemnicę, morderca nie szaleje i wspina się na wyżyny intelektualne (i nie tylko).
A jeśli chodzi o koniec – jak już wspomniałam, pamiętałam kto zabił, ale powieść kończy się o wiele bardziej dramatycznie i dynamicznie niż film z Reno i Casselem. Prawdziwy majstersztyk grozy.
Dla mnie – bomba.
Moja ocena: 5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz