Albert Camus, Obcy. Dżuma. Upadek, Wydawnictwo Literackie,
Kraków 1972, 440 s.
„Obcy”: bohater, przeciętny francuski urzędnik, wiedzie
bezbarwne życie bez emocji. Nic nie robi nań wrażenia: ani związki
międzyludzkie, ani śmierć matki w przytułku, ani wreszcie popełnienie zbrodni,
gdy przypadkowo, bez większego namysłu zabija człowieka. Oskarżony o morderstwo
z premedytacją i skazany na śmierć, przyjmuje wyrok jakby go nie dotyczył.
Wyzbyty najmniejszej nadziei, oczekuje wykonania wyroku, przyjmując świat w
jego obojętności i okrucieństwie.
„Dżuma”: dżuma, która niezauważalnie wkrada się w bramy
Oranu zmienia dotychczasowy porządek rzeczy. Strach, cierpienie, odizolowanie,
nieustanna walka z chorobą ukazują bohaterstwo i determinację niektórych, ale i
nikczemność, przebiegłość innych. Paraboliczna kronika odarta ze zbędnego
patosu, będąca manifestem humanizmu jest ponadczasową historią ludzkiej
solidarności i moralności.
„Upadek”: Jean-Baptiste Clamence wiódł niegdyś życie
człowieka o nienagannym wizerunku, paryskiego adwokata, którego jedyną pasją
było czynienie dobra. W pewnym momencie jednak coś się zmieniło i cała jego
miłość do życia na szczycie zniknęła. I wtedy zaczął dostrzegać, jaki naprawdę
jest świat, w którym przyszło mu żyć, jacy naprawdę są ludzie, z którymi się
zadawał, i w końcu kim sam jest. Rozpoczął desperackie poszukiwania tego, co
pozwoliłoby mu po raz pierwszy zaznać prawdziwego życia. Nie wiedział jednak,
że droga ta poprowadzi go z paryskich salonów, przez towarzystwo morderców i
złodziei, do amsterdamskiej tawerny, w której jego historie i opowieści staną
się jego pokutą.
Tegoroczna książka numer pięć, a w sumie trzy książki w
jednej. Chciałam sobie przypomnieć „Upadek”, ale zaczęłam od początku, bo
„Obcego” czytałam równie dawno temu, a „Dżumę” jeszcze wcześniej, w liceum i
pamiętałam tylko moje zdziwienie, że lektura a da się czytać.
Prawdę mówiąc, w moim odbieraniu Camusa nie zmieniło się
zbyt wiele. Nadal mi się podoba jego minimalistyczny styl, bo i „Obcy”, i
„Upadek” do w sumie dłuższe opowiadania niż powieści są. Ale na samym początku
lektury „Obcego” zwątpiłam. Mersault był cholernie irytującym typem: „nie spodziewałem
się (niczego)”, „dla mnie to nie miało znaczenia” i tak bez końca. Bierny,
nużący typ nie potrafiący cieszyć się życiem, ani się nim martwić, brzydzić,
nudzić. Nic! Dopiero w drugiej części Camus zaczyna inaczej ukazywać bohatera i
tak sobie pomyślałam, że gdyby powieść/opowiadanie nie zaczynało się słowami:
„Dzisiaj umarła mama. Albo wczoraj, nie wiem.”, to całą pierwszą część można by
potraktować jako zeznanie do protokołu: nijakie i w sumie o niczym. Bo i
Mersault taki jest: nijaki i obojętny, co uwidaczniają zdania: „Zrozumiałem
wówczas, że człowiek, który przeżył tylko jeden jedyny dzień, może bez trudu
żyć sto lat w więzieniu. Miałby dosyć wspomnień, żeby się nie nudzić.”
Wypisz, wymaluj bohater egzystencjalistyczny, chociaż tak, pamiętam, Camus
siebie za egzystencjalistę nie uważał.
Z kolei „Dżumę” nadal odbieram jako opowieść o tym, że
człowiek nie wie na co go stać, dopóki nie znajdzie się w ekstremalnej
sytuacji. Nie przemawia do mnie metafora dobra i zła, totalitaryzmu i odniesień
do ówczesnej sytuacji w Związku Radzieckim. Nigdy nie byłam dobra w
odczytywaniu metafor, doktor Rieux, dziennikarz Rambert i inni to dla mnie ludzie
postawieni w sytuacji niespotykanej, zmieniającej ich życie. Trzeba przyznać,
że postaci zarysowane są świetnie. Całe szczęście, że Camus pomimo długiego
męczenia tekstu potrafił wyjść poza dopieszczanie pierwszego zdania, czego nie
potrafił jeden z jego bohaterów – Joseph Grand.
I wreszcie „Upadek”, któremu nie towarzyszyło już zdziwienie
formą narracji, było natomiast przyrównywanie Jeana-Baptiste’y Clamence’a do
Camusa, który oddał wiele z siebie tej postaci. Clamence, „ten, który krzyczy”,
ale... o czym? O swej dwulicowości i egoizmie? O pragnieniu ponownego przeżycia
swego życia? O cechującym go cynizmie? O własnej egzekucji? Obnażył się Camus w
„Upadku” bardzo, można to dostrzec znając jego życie, poglądy i kwestie
damsko-męskie. Nadal jednak ta krótka powieść (osobiście uważam nadal, że jest
to dłuższe opowiadanie) ma w sobie sekrety, nad którymi można by spędzić nie
jedną godzinę.
Dobra lektura. Szczególnie „Upadek”, do którego pozostał
sentyment. Czasami warto oderwać się od nowości, od tej produkcji taśmowej
skrywającej się pod mianem literatury i sięgnąć po coś, co nie było tworzone
dla pieniędzy i poklasku.
Moja ocena:
„Obcy” – 5,
„Dżuma” – 5.5,
„Upadek” – 6
* * *
Camus Albert; Dżuma;
Najdogodniej można poznać miasto starając się dociec, jak się w nim pracuje,
jak kocha i jak umiera. W naszym małym mieście, może za przyczyną klimatu,
wszystko to robi się razem, z miną jednako szaleńczą i nieobecną.
Camus Albert; Dżuma;
We wspomnieniu ludzi, którzy je przeżyli, straszne dni dżumy nie ukazują się
jako wielkie i okrutne płomienie, lecz raczej jako nie kończące się dreptanie,
miażdżące wszystko po drodze.
Camus Albert; Dżuma;
(...) zawsze jest taka godzina za dnia i w nocy, kiedy człowiek jest tchórzem.
Camus Albert; Upadek;
Rzecz w tym, że każdy człowiek inteligentny, pan wie o tym, marzy, żeby zostać
gangsterem i panować nad społeczeństwem jedynie dzięki przemocy. Ponieważ nie
jest to tak łatwe, jak można sądzić z lektur powieści tego rodzaju, zabiera się
do polityki i wstępuje do najbardziej okrutnej partii. Cóż znaczy upokorzyć
umysł, jeśli tą drogą można zapanować nad wszystkimi?
Camus Albert; Upadek;
Zwątpiwszy w miłość i cnotę, wpadłem w końcu na myśl, że zostaje jeszcze
rozpusta, która doskonale zastępuje miłość, gasi śmiech, sprowadza ciszę i, co
najważniejsze, daje nieśmiertelność. Przy pewnym stopniu jasnowidzącego
pijaństwa, gdy późno w nocy leżysz między dwiema dziwkami wolny od wszelkich
pragnień, nadzieja przestaje być torturą, duch panuje nad czasem, cierpienie,
że żyjesz, skończyło się na zawsze.