Czytałam sobie niedawno kryminałkę autorstwa Marthy Grimes „Pod Huncwotem”. W sumie niezły i pomysł, i poprowadzona akcja, i nakreśleni bohaterowie.
Pomysł: ktoś morduje mężczyzn w pubach. Akcja: śledztwo prowadzi inspektor Richard Jury, a pomaga mu arystokrata, który odrzucił tytuł – Melrose Plant. Wraz z upływem czasu przybywa nie tylko ofiar, ale i tajemnic (z przeszłości) do rozwiązania. Bohaterowie: pocieszna, aczkolwiek odpychająca Amerykanka siląca się na bycie „lady”, mizoginistyczny pisarz kryminałów, były pracownik ministerstwa zakochany w swojej żonie, dwie przyrodnie siostry „skazane” na siebie.
Całość jest bardzo zgrabnie, chwilami dowcipnie napisana. Gorzej jednak jest z tajemnicami. Jakoś nie przemawia do mnie fakt, że nagle po wielu latach można ot tak rozwiązać zagadki, których nie rozwiązali inni (mając takie same dane). Szczególnie rażące jest to w odniesieniu do… nazwijmy to „tajemnicy poetki”. Sama pisarka stara się wybrnąć z sytuacji wkładając w usta inspektora: „Aż dziw, że oni (policja) tego nie zauważyli.” Dokładnie, mnie też to dziwi.
Ale nie wymagajmy zbyt wiele od zwykłej rozrywki.
Moja ocena: 4
Moja ocena: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz