Jodi Picoult, Świadectwo
prawdy, Prószyński i S-ka, Warszawa 2006, 440 s.
W oborze na farmie amiszów w Pensylwanii znaleziono zwłoki
noworodka. Lokalna społeczność jest w szoku o odebranie dziecku życia zostaje
oskarżona jego domniemana matka, osiemnastoletnia Katie Fisher, niezamężna
dziewczyna z rodziny amiszów. Sprawę Katie przyjmuje Ellie Hathaway, adwokatka
z wielkiego miasta. Po raz pierwszy w swojej karierze spotyka się z wymiarem
sprawiedliwości rządzącym się innymi zasadami niż ten, który zna na wylot.
Zagłębiając się w świat amiszów, musi znaleźć sposób, aby dotrzeć do swojej
klientki i porozumieć się z nią w jej języku. Praca nad tą zawikłaną sprawą
prowadzi ją także w głąb własnego ja, a kiedy jeszcze pojawi się w jej życiu
mężczyzna z przeszłości, Ellie stanie oko w oko ze swoimi najtajniejszymi
lękami i pragnieniami.
Tym razem Picoult podejmuje temat odmienności religijnej i
jej hermetyzmu kontra pragnienie życia „jak inni”. Czytając o losach Katie
Fisher nie mogłam jej polubić. I nie potrafiłam jej usprawiedliwić. Jakakolwiek
zamknięta wspólnota, która izoluje się od świata, a jednocześnie twierdzi, że
ma patent naprawdę i Boga, przyprawia mnie o dreszcz zgrozy. Mogę zrozumieć
pragnienie życia po swojemu, ale zrywanie wszelkich kontaktów z dziećmi, które
zrywają z hermetyzmem i niewiedzą, pragną się uczyć i żyć w świecie gdzie
elektryczność nie jest dobrem zakazanym, jest dla mnie przejawem skrajnej nietolerancji.
Katie Fisher żyje w rozdarciu i na skraju dwóch światów.
Obarczona swoją amiszową tradycją nie czuje się dobrze ani pod dachem rodziców,
ani w „normalnym świecie”. Do tego dochodzą pierwsze doświadczenia seksualne,
pierwsze zauroczenie i niechciana ciąża. Cichy poród kończy się tragedią i
powiem szczerze, śmierć dziecka przesłoniła mi problemy panny Fisher. Wszystko
odeszło na drugi plan.
„Świadectwo prawdy” powinno być lekturą obowiązkową dla
dorastających, niedoświadczonych dziewcząt. Powieść chociaż osadzona jest w
dość niezwykłych realiach, to jednak podejmuje problemy, z którymi borykają się
nie tylko młode amiszki. Dziewczęta podobne do Katie Fisher można spotkać w
sumie wszędzie, wystarczy, że wychowują się w zamkniętych enklawach i nie znają
ani siebie, ani potrzeb swego ciała, ani nie zdają sobie sprawy z konsekwencji
swoich czynów.
Moja ocena: 4
Moja ocena: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz