czwartek, 24 stycznia 2013

Tomasz Szarota „Okupowanej Warszawy dzień powszedni”

Tomasz Szarota, Okupowanej Warszawy dzień powszedni, Czytelnik, Warszawa 1988, 651 s.
 
Książka poświęcona życiu codziennemu w Warszawie pod okupacją niemiecką od 1 października 1939 do 31 lipca 1944 roku. Książka nie jest historią miasta w tym okresie, lecz obrazem dnia powszedniego społeczeństwa Warszawy. Mówi o warunkach bytowania ludności i sytuacji materialnej poszczególnych grup społecznych, o rozporządzeniach władz okupacyjnych, o nastrojach panujących w mieście, o sposobach radzenia sobie przez warszawiaków z codziennymi trudnościami, o zajęciach i formach spędzania wolnego czasu. Przynosi wiele informacji szczegółowych, m.in. o cenach, wysokości zarobków, systemie kartkowym, programach teatrzyków i kin oraz wielu innych elementach życia jawnego i konspiracyjnego. Osobna część książki poświęcona jest okupantom: władzom, wojsku i życiu niemieckiej ludności cywilnej w Warszawie w tym okresie.

Niestety nie miałam możności przeczytania najnowszej wersji książki Szaroty. W miejskiej bibliotece znalazłam chyba ostatnie peerelowskie wydanie. Nie brak tam licznych „jedynie słusznych” komentarzy. Można to jednak przełknąć, bo w sumie najważniejsze są fakty, które Szarota przytacza co chwilę. O kartkach w czasie wojny wiedzą wszyscy, podobnie jak o podłej jakości chleba kartkowego. Nic w tym dziwnego, skoro chleb był pieczony na mące z drzewa. Przydziały kartkowe z 1941 r. wyglądały następująco: Niemcy – 2613 kalorii, Polacy – 669, a Żydzi – 184 kalorie. Ratowano się od śmierci głodowej na różne sposoby. Na czarnym rynku dochodziło do szmuglu, kupowania „w ciemno” transportów od żołnierzy niemieckich (np. w maju 1943 r. Warszawa została w ten sposób zarzucona żółwiami). Najczęściej w menu pojawiały się różne kombinacje: kapusty, brukwi, dyni i cebuli. Daniem zasadniczym stała się zupa.
Istotną kwestią były namiastki, które bardzo szybko stały się normą. Patrząc z perspektywy czasu, ciekawym się wydaje, że używanie oliwy zamiast tłuszczów zwierzęcych uważano za marną namiastkę. Najbardziej znanym „produktem zastępczym” była sacharyna używana zamiast cukru.
Cały rozdział poświęcił Szarota modzie okupacyjnej, przy okazji rozprawiając się z mitem oficerek i bryczesów, które były pozornym wyznacznikiem konspiracyjności. Kosztowały 5 tysięcy złotych (dla porównania: masło lub słonina kosztowały ok. 200 zł za kilogram). Chodzono zatem głównie w drewniakach. Dokonała się również kolejna zmiana obyczajów: latem kobiety chodziły z odkrytą głową i bez pończoch będących towarem deficytowym.
Szarota opowiada też, jak narodziły się riksze (pomysł wcale nie przyjął się tak od razu), tramwaje stały się miejscami komentowania sytuacji codziennej i działań wojennych.
Istotna była rola kultury. Jawne teatrzyki proponowały bezwartościową szmirę, istniał zatem teatr konspiracyjny. Iwaszkiewiczowskie Stawisko stało się azylem dla wielu twórców, pomieszkiwali tam Baczyński, Dygat, Miłosz. Wiele czytano i równie wiele drukowano.
II wojnę światową na lekcjach historii poznajemy zazwyczaj od strony walk i „wielkiej polityki”. Życie codzienne i przetrwanie są spychane na margines. Szkoda, bo właśnie poznanie dnia powszedniego z całym jego ubóstwem, strachem i bohaterstwem o wiele bardziej przybliża istotę wojny.
Polecam.
Moja ocena: 5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz