Caroline Graham, Duch w machinie, Gdańskie Wydawnictwo
Psychologiczne, Gdańsk 2005, 519 s.
Mallory Lawson z rodziną rozpoczyna nowe życie w pięknym wiejskim
domu odziedziczonym po ciotce. Lawsonom wydaje się, że życie w Forbes Abbot
będzie łatwiejsze i przyjemniejsze niż to, które wiedli w Londynie. Srogo się
zawiodą.
Jeden z ich nowych sąsiadów, Dennis Brinkley, ma rzadkie
hobby: zbiera rekonstrukcje starych machin wojennych. Wzbudzają one w
mieszkańcach wioski spory niepokój. I słusznie. Nadinspektor Barnaby i sierżant
Troy nie wierzą w duchy, ale muszą sporo się natrudzić, by udowodnić, że to nie
one stoją za przerażającymi i tajemniczymi zdarzeniami, które mają miejsce w
spokojnej dotąd miejscowości.
Caroline Graham coraz bardziej skupia się na ludziach,
zbrodnia wydaje się być dla niej tylko dodatkiem, czasem wręcz
marginalizowanym. Poczynań nadinspektora Barnaby’ego i sierżanta Troya jest w „Duchu
w machinie” stosunkowo niewiele. Graham skupia się głównie na mieszkańcach
miasteczka. Trzeba jej przyznać, że tworzy postaci nietuzinkowe, otwiera
szeroko drzwi szaf i wyciąga z nich przysłowiowe trupy, demaskuje hipokryzję,
patologie wszelkiego rodzaju i jasno daje do zrozumienia, że idylla na
angielskiej prowincji jest tylko złudzeniem, bowiem wszędzie są ludzie
apodyktyczni, złośliwi czy plotkarze gotowi dla swojego widzimisię zniszczyć
dobre imię czy spokój innych.
Osobiście wolę serial, co zdarza mi się rzadko. Nie podoba
mi się bufonowatość książkowego sierżanta, a czytając o nadinspektorze i tak
mam przed oczyma twarz Johna Nettlesa (czy ktoś jeszcze pamięta jakim był przystojniakiem
w „Bergeracku”?).
Moja ocena: 3.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz