Martha Grimes, Przystań Nieszczęsnych Dusz, W.A.B., Warszawa
2013, 237 s.
Nierozwiązana sprawa śmierci Rose Mulvanney, jedyna taka w
karierze inspektora Briana Macalviego wraca po 20 latach. Z pomocą Richarda
Jury'ego ze Scotland Yardu uda się ją wreszcie rozwiązać, chociaż pochwycenie
mordercy nie będzie już możliwe. Rozwiązanie przyjdzie „przy okazji”
poszukiwania zabójcy trójki dzieci, których pocięte nożem ciała znaleziono w
okolicach Dartmoor (każde w innym miasteczku).
„Pod Huncwotem” przeczytałam z dużą przyjemnością. „Pod
Przechytrzonym Lisem” z przyjemnością mniejszą. Natomiast lektura „Przystani
Nieszczęsnych Duch” to już żadna przyjemność.
Dzieje się w powieści sporo, acz niewiele ma to wspólnego ze
zbrodniami. Grimes skupiła się na rozterkach duchowych inspektora Macalviego i
postaci kolejnego dziecka, któremu może grozić niebezpieczeństwo:
dziesięcioletniej arystokratki zamieszkującej posiadłość wśród wrzosowisk, nad
wiek rezolutnej, inteligentnej i oczywiście niemożebnie rozpuszczonej. Nikną gdzieś
w tym poczynania Jury’ego i jego przyjaciela Planta, niknie samo dochodzenie. A
im bliżej końca, robi się bardziej chaotycznie i pobieżnie. Najsłabsza powieść z cyklu o Richardzie Jurym, jaką do tej pory przeczytałam. Szkoda.
Moja ocena: 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz